poniedziałek, 14 stycznia 2013

1.

Part 1.



Obudziłam się totalnie zdezorientowana. Jaskrawe światło raziło mnie w oczy, więc natychmiast je zamknęłam. Jedyne co czułam to potworny ból głowy, nie pozwalający mi zebrać myśli. Wewnątrz kompletny burdel, bez ładu i składu. 
W pierwszej chwili nie zauważyłam nawet gdzie się znajduję i co ja tu właściwie robię. Ponownie otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Białe ściany i łóżko… Czyżby szpital? Ale…
- Obudziła się pani nareszcie! – W drzwiach pomieszczenia w którym leżałam ujrzałam uśmiechniętą twarz doktora – długo pani z nami nie było – powiedział po czym podszedł do mojego łóżka i usiadł na stołku obok.
- Przepraszam, ale… – zaczęłam słabym, ochrypniętym głosem, jednocześnie podnosząc się nieznacznie – … co ja tutaj właściwie robię i… – urwałam, gdy coś do mnie dotarło – co się stało?! Nic nie pamiętam... – patrzyłam na niego zdezorientowana. 
W głowie miałam kosmiczny mętlik, nie mogłam zebrać myśli. Co chwilę w moim umyśle pojawiały się kolejne pytania. Pytania bez odpowiedzi.
Lekarz popatrzył na mnie i uścisnął delikatnie moją dłoń – tak jak się spodziewaliśmy, amnezja – westchnął.
- Niech pan nie wzdycha tylko coś powie! – niemal krzyknęłam.
- Proszę nie krzyczeć. Miała pani wypadek… – zaczął niepewnie – chociaż bardziej prawdopodobne jest to, iż była to napaść. Znaleziono panią w środku nocy niedaleko szpitala – powiedział, po czym zamilkł.
Jego słowa docierały do mnie z pewnym opóźnieniem. 
Napaść? Ja? Co ja do cholery robiłam na mieście w środku nocy? Kto mógł mi to zrobić? Czy ja mam wrogów? I kim ja do cholery jestem?! 
Miliony myśli naraz. Czułam się fatalnie, chciałam wszystkie druzgocące mnie pytania wykrzyczeć mu w twarz, jakby to była jego wina, że ktoś doprowadził mnie do takiego stanu.  Nie czułam się jednak na siłach by krzyczeć, a nawet aby normalnie rozmawiać. Najwidoczniej daleko mi jeszcze było do odzyskania pełni sił.
Znów zamknęłam oczy i próbowałam zacząć myśleć logicznie.
- Miałam przy sobie jakieś dokumenty? Wie pan jak mam na imię? – nie dając za wygraną, próbowałam czegokolwiek się dowiedzieć przezwyciężając ogarniającą mnie niemoc.
Pokręcił jedynie przecząco głową. 
- A moja rodzina? Znajomi? – zapytałam po dłuższej chwili milczenia – nikt mnie nie odwiedzał, nikt nie szukał? 
Zauważyłam, iż omija mnie wzrokiem, patrząc się tępo w okno. Jakby ta rozmowa była dla niego tak samo ciężka jak dla mnie.
- Niestety, nic mi na ten temat nie wiadomo – przyjął współczujący wyraz twarzy – przykro mi.
- Długo tu leżę? – zapytałam zrezygnowana niemal szeptem.
- Prawie 4 tygodnie… – westchnął – a teraz pani wybaczy, ale muszę już iść. Zawołam tu pielęgniarkę.
- Nie trzeba… Chcę zostać sama – powiedziałam i odwróciłam się do niego tyłem, po czym przytuliłam do poduszki.
Gdy tylko opuścił salę, poczułam się potwornie… Pomijając już pulsujący ból głowy, będący niczym prawdziwy młot pneumatyczny pod kopułą, nie wiedziałam kim jestem, nie wiedziałam czy kiedykolwiek się dowiem… I najgorsze w tym wszystkim było to, że nie było nikogo kto mógłby mi jakkolwiek w tej kwestii pomóc.
Po policzku spłynęła mi łza, potem następna. Parę minut później ryczałam w poduszkę jak bóbr. 
Nawet nie zauważyłam kiedy zapadłam w głęboki sen.
Obudziłam się w środku nocy. Wychyliłam się w stronę okna. Niebo było zachmurzone, prawdopodobnie zanosiło się na burzę. 
Nie opuściło mnie uczucie frustracji i bezsilności. Prawdę mówiąc, było jeszcze gorzej.
Nie chciałam dłużej zostać w tym miejscu.Jedyne myśli jakie miałam, były przytłaczające. To wszystko mnie wtedy przerosło. Postanowiłam udać się gdziekolwiek, byle jak najdalej z tego miejsca. I to jak najszybciej.
Zauważyłam, że gdy spałam przyniesiono mi do sali moje rzeczy. Czerwony plecak, w środku jakieś ciuchy, buty, papierosy i kilka dolców. Narzuciłam na siebie fioletową bokserkę, czarne obcisłe spodnie, jeansową ramoneskę i kowbojki, po czym skierowałam się w stronę okna.
Otwarłam je i spojrzałam w dół. Pierwsze piętro, da radę - pomyślałam. Zwłaszcza, że poniżej znajdował się sporej wielkości szpitalny trawnik.
Wyrzuciłam plecak, po czym sama wydrapałam się na drugą stronę. Gdy już znalazłam się poza bramami budynku, rozejrzałam się wokół z nadzieją, że coś sobie przypomnę, jednak bezskutecznie.
NIC. Pustka w mojej głowie doprowadzała mnie do szału. Odpędziłam od siebie wszystkie chujowe myśli i postanowiłam po prostu się przejść. A nuż przyjdzie mi do głowy jakiś pomysł.
Nie uszłam jednak nawet pięciu minut, gdy lunął potężny deszcz.
- Świetnie – mruknęłam sama do siebie, zaciągając kaptur na głowę, żeby chronić bandaż ją otaczający – zawsze najgorzej… Może mi się przytrafić jeszcze coś gorszego, czy już wyczerpałam limit dzisiejszy limit, co? 
Chwilę później przejeżdżający samochód dostawczy ochlapał mnie całą z góry na dół.
- Dzięki, kurwa! – krzyknęłam za nim, już bardziej zrezygnowana niż wściekła.

Po około półgodzinnym nocnym spacerze, miałam dość. Byłam przemoczona do suchej nitki i nie czułam nóg. Na dodatek znów powrócił ból głowy.
Postanowiłam przysiąść na którejś klatce schodowej, jednej z pobliskich kamienic, chociażby po to, żeby ubranie trochę wyschło.
Weszłam więc do tej która była najbliżej. Wewnątrz przykucnęłam przy ścianie i nawet nie zdając sobie z tego sprawy, zasnęłam.
Obudziło mnie delikatne szturchnięcie w ramię.
- Heeej, nic ci nie jest? Kim jesteś? – zapytał rudowłosy chłopak pochylony nade mną.
Wciąż zaspana, jednak powoli ogarniając rzeczywistość, spojrzałam w jego oczy. Intrygujące zielone tęczówki wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. 
- Też chciałabym wiedzieć - odpowiedziałam cicho.


c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz