poniedziałek, 8 kwietnia 2013

13.

Hej hej ;)
Dzisiaj krótko dość, ale nadrabiam akcją. Jak dobrze pójdzie to pojutrze więcej będzie ^^
Mam nadzieję, że nie jest bardzo chaotycznie, miłego!
___________________________________________________________


- Joyeeta, kurwa, zaczekaj! - doskonale wiedziałam kto biegnie za mną i próbuje mnie zatrzymać.
- Spierdalaj pajacu! - warknęłam za siebie, nie zwalniajac kroku. Nie zamierzałam niczego mu ułatwiać, żałowałam w ogóle, że za nim pobiegłam godzinę temu. Axl jednak szybko mnie dogonił i stanął mi na drodze.
- Dobra, przesadziłem jak zwykle, wiem - sapnął zdyszany, próbując złapać powietrze - ale po prostu ta sytuacja była dość dwuznaczna, chyba nie zaprzeczysz.
- Aleź nie zamierzam zaprzeczać, dlatego właśnie za tobą poleciałam, chcąc ci to wytłumaczyć ośle - warknęłam - ale ty jak zwykle musiałeś wydrzeć na mnie mordę i się obrazić.
- No przepraszam, no - zrobił skruszoną minę - to chyba jest 1:1, nie?
- Jak ty niczego nie rozumiesz - westchnęłam już spokojniej - to nie są zawody, kto kogo wkurwi i ile razy. Nie chodzi nawet tylko o dzisiejszą sytuację.
- To o co chodzi?
- O to, że nie chcę, żeby tak to wyglądało - odparłam - owszem, trochę adrenaliny nie zaszkodzi, ale nie zamierzam za każdym razem, gdy coś sobie ubzdurasz w tej głupiej pale, biegać za tobą i liczyć na to, że może łaskawie mnie wysłuchasz. A szanse i tak równają się zeru.
- W sumie masz rację - powiedział cicho, po czym wziął głęboki oddech i kontynuował - ale dopiero się poznajemy, to na pewno przejściowe problemy.
- Czy ja wiem - westchnęłam, sięgając po papierosa - ty jesteś nerwus, ja jestem nerwus. Prędzej czy później się pozabijamy.
- Chodź tu - mówiąc to, przyciągnął mnie do siebie za pasek w spodniach, po czym wbił się w moje usta.
- Wybacz, inaczej przekonać cię nie umiem - rzucił odrywając się ode mnie po dłuższej chwili.
No tak, rozmowa średnio nam wychodziła... A gdy do czynów dochodziło, momentalnie robiła się ze mnie mniejsza jędza.
- Dobra, walić to - mruknęłam - ale zaserwujesz mi taki poranek raz jeszcze, to obiecuję, że wybiję ci zęby.
Axl tylko się uśmiechnął, po czym chwycił moją dłoń.
- Myślę, że taka sytuacja się już nie powtórzy.
- Co ty znowu kombinujesz?
- Nic, idziemy tylko na zakupy - odparł i pociągnął mnie delikatnie za sobą - kupimy ci nowe wyro.
Nie chcąc już wszczynać zbędnych dyskusji, poczłapałam za nim w stronę centrum handlowego.
***
Mniej więcej godzinę później mebel został wybrany, a kwestia dowozu na miejsce załatwiona.
Korzystając z okazji namówiłam chłopaka na mały rajd po sklepach. Moja garderoba powoli zaczynała wołać o pomstę do nieba, a z racji, że nie lubię robić zakupów, odkładałam je najdłużej jak się dało. Wybrałam na szybkości kilka bluzek, skórzane spodnie, jakieś jeansy i kilka dodatków. Axl o dziwo posłusznie chodził ze mną, bez większych stęków, nosząc wszystko co zakupiłam. Znudzona weszłam do jeszcze jednego sklepu, chcąc kupić sobie jakąś fajną bieliznę. Znalazłam ciekawy komplet i udałam się do przymierzalni.
- I jak? - usłyszałam zza drzwi, gdy akurat podziwiałam swoje atuty. Szpilki, pończochy i inne gówna tego typu nigdy mnie szczególnie nie kręciły, widząc się jednak swoje odbicie poczułam się niezwykle pewnie. Nie mogłam nie wykorzystać takiej okazji. Odwróciłam się, uchyliłam lekko drzwi i złapałam Axla za koszulkę wciągając do do środka. Nim zdąrzył zarejestrować o co chodzi wbiłam się w jego usta, całując go namiętnie. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale miałam ochotę mieć go tu i teraz. Zapewne fakt, jak długo się nie widzieliśmy, wymieszany z emocjami ostatniej doby. Nie zastanawiając się jednak długo, przejechałam dłonią po jego naprężonej już męskości, uwalniając ją z obcisłych spodni. Uśmiechnęłam sie do siebie, widząc jego reakcje. Axl to jednak Axl - nie pozwolił mi napawać się dominacją zbyt długo. Odwrócił mnie tyłem, zerwał dolną część koronkowej bielizny i wszedł we mnie jednym szybkim ruchem. Jęknęłam głośno, starając się nie krzyczeć z każdym kolejnym pchnięciem. Cała sytuacja była jednak tak dzika, niecodzienna i... w dobrym znaczeniu tego słowa brutalna, że obojgu z nas ciężko było opanować emocje. Całości dopełniał fakt, że widzieliśmy się cały czas w lustrze, o które opierałam się rękami.
Po wszystkim odwróciłam się i ponownie zatopiłam w ustach pana Rose'a.
- No i teraz się oficjalnie pogodziliśmy - mruknęłam mu do ucha - a na drugi raz, nerwy wyładuj w taki sposób, bo szalenie mi się to podoba.
- Masz to jak w banku - odparł i zaczął zapinać spodnie. Ja z kolei wskoczyłam w swoje ciuchy, po czym skierowałam się do kasy z zamiarem zapłacenia za zniszczony materiał.
Kasjerka oczywiście musiała całe zajście skomentować, jednak nic sobie z tego nie robiliśmy. Sklep opuszczaliśmy z szerokimi uśmiechami na ustach.
- Axl, ja skoczę jeszcze szybko do łazienki i spadamy - rzuciłam do chłopaka i ruszyłam w stronę ubikacji. Gdy weszłam do środka usłyszałam urywek rozmowy dwóch kobiet, dobiegający z kabiny obok.
-... Mówiłaś kurwa, że załatwiłaś sprawę. Tak według ciebie wygląda załatwiona sprawa?
Wzdrygnęłam się. Głos wydawał mi się dziwnie znajomy, nie potrafiłam jednak przypasować go do żadnej ze znanych mi osób. Kolejny raz tego dnia, olewając zasady dobrego wychowania, bezczelnie przysłuchiwałam się dalej.
- Skąd mogłam wiedzieć, że to tak się potoczy, LA to duże miasto.
- Jeśli przez twoją głupotę, moje starania pójdą na marne i go stracę, to...
- Nawet nie próbuj mnie szantażować. Mogłaś sama to załatwić.
- Dobra, zamknij się już. Pogadamy w domu.
To był koniec tego dziwnego dialogu. Nie wiedziałam o co chodzi, ale domyśliłam się, że o nic dobrego. Tylko co mnie to interesowało? To nie mój biznes. Ten głos mogłam przecież kojarzyć z wielu miejsc w których wcześniej przebywałam.
Nie dało mi to jednak spokoju. Idąc w kierunku chłopaka, nadal o tym myślałam. Od razu zauważył, że jestem gdzieś indziej.
- Nad czym tak dumasz? - zapytał uśmiechając się.
Opowiedziałam mu o dziwnej rozmowie z toalety, jednak szybko ją zbagatelizował.
- Daj spokój, przecież nijak cię to nie dotyczy.
- Ale to nie brzmiało dobrze - pokręciłam głową - nie wiem dlaczego, ale mam poczucie, że coś złego się wydarzy.
- Nawet jeśli, to nie nam - skwitował i dał mi buziaka w czoło - chodźmy do domu.
W zasadzie racja. Czym ja się przejmuję - pomyślałam i odpędziłam od siebie dziwne myśli, przytulając się ciaśniej do Axla, gdy wspólnie przemierzaliśmy aleje przy Sunset Strip. Słońce grzało niemiłosiernie, jakieś dzieciaki puszczały bańki mydlane siedząc przy krawężniku, a mijający nas ludzie uśmiechali się serdecznie. Cudowna, bajkowa atmosfera, tak rzadko spotykana w Mieście Aniołów.
Udaliśmy się do mojego mieszkania. W kuchni siedział Nathan.
- O siema. Widzę już pogodzeni - uśmiechnął się znad gazety - łóżko ci przywieźli
- Super, gdzie jest?
- No wstawiliśmy do waszego pokoju, a jakże - odparł.
Weszłam tam, ciągnąc za sobą Axla. Przez dwa dość spore łóżka przestrzeń tego pomieszczenia drastycznie się zmiejszyła.
Wiedziałam, że chłopak tylko czeka na to, żeby zacząc jęczeć, że wolałby, abym przeprowadziła się do niego. Nie dając więc mu na to szansy, popchnęłam go na łóżko, rzucając się obok niego. Wyciągnęłam rękę sięgając do komody.
- Gumek szukasz? - uśmiechnął się.
- Ta, ty byś się tylko pierdolił całe życie - wystawiłam język i zadowolona usiadłam na łóżku, gdy wymacałam w szufladzie to, czego szukałam.
- Awww - westchnął, gdy zobaczył, że trzymam woreczek z marihuaną i bletki.
- Nie wzdychaj, tylko zapuść jakąś dobrą muzykę - rozkazałam pochylając sie nad znaleziskiem - a ja zajmę się skrętem.
Posłusznie wstał, podchodząc do półki z płytami.
Gdy kończyłam robić jointa, usłyszałam dobrze mi znaną melodię. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo była to jedna z piosenek, których lubiłam słuchać przy paleniu. A i w ogóle do dnia pasowała. Axl połozył się obok mnie i na zmianę zaczęliśmy delektować się roślinką, oraz cudownym głosem Lou Reeda.
- Oh, it's such a perfect day, I'm glad I spend it with you - zaśpiewał Rudowłosy, a ja już nie pierwszy raz tego dnia, poczułam się naprawdę szczęśliwa.

wtorek, 2 kwietnia 2013

12.

Witajcie ;)

Czytającym te wypociny należą się jakieś wyjaśnienia, dlaczego tyle czasu mnie nie było.
Cóż... wylądowałam w szpitalu na pewien czas. Nie będę się teraz wdawać w szczegóły, bo to dla mnie jeszcze świeży i nieprzyjemny temat. Nie bardzo jest też o czym gadać. Po wyjściu jeszcze przez dwa tygodnie leżałam w domu, bez jakiejkolwiek chęci do poddania się niektórym czynnościom, w tym aktywności na blogu. Mam nadzieję, że te z was, które to czytają, jakoś mi darują i nie przerwią czytania na stałe ;) Postaram się spiąć trochę tyłek, żeby poziom jakoś tragicznie nie poleciał w dół.
Jeszcze raz - serdecznie Was przepraszam, ale cóż... siła wyższa.
I od razu zaznaczam, że ta część nudnawa, bo wyszłam z wprawy trochę, poza tym to przejściówka do kolejnego wątku, który będzie już ciekawszy ;)
___________________________________________________________________

- Ochujałeś - szepnęłam z uśmiechem na ustach, gdy pocałunek dobiegł końca. Axl nadal mocno mnie trzymał.
- To twoja wina - odparł, a ja wtuliłam się w niego mocniej. Wszystko już chyba było jasne. Czułam, że wszystkie wątpliwości nagle wyparowały, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Nie wiem, naprawdę nie wiem, co on ze mną robi i dlaczego do cholery tak na mnie działał! Stosunkowo prawie go nie znałam, a już tak namieszał w moim życiu.
Staliśmy tak jeszcze chwilę, gdy z drzwi na klatkę wyszli, zataczając się, Slash ze Stevenem.
- Oooo, nasze gołąbeczki się pogodziły! - ryknął blondyn podchodząc bliżej - jakże się kurwa wasza mać cieszę! - mówiąc to poklepał Axla po ramieniu. Odpowiedziałam mu jedynie uśmiechem. Chwilę po nim przyczłapał do nas również Kudłaty, gratulując mi dobrze podjętej decyzji.
- Dobra, to może zaprowadź już kolegów do domu - poleciłam Axlowi widząc stan reszty ekipy.
- Myślałem, że spędzimy teraz trochę czasu razem - odparł, a ja w jego głosie wyczułam nutkę smutku.
- Jutro też jest dzień. Ja też już padam na twarz, emocji mi dziś nie zabrakło.
Pocałowałam go i pożegnałam się z chłopakami, po czym pognałam na górę podzielić się dobrą nowiną z przyjaciółmi.
***
Całą trójkę zastałam w salonie.
Po ich pytających spojrzeniach domyśliłam się, że James wyjawił im historię, którą mu opowiedziałam, lub przynajmniej jej fragment.
- I jak? - blondyn nie wytrzymał i zadał pytanie.
- Dobrze... - odparłam - pogodziliśmy się.
- Pojebało cię? - niemal krzyknął.
- Oj daj mi spokój, okay? Każdy zasługuje chyba na drugą szansę. Jeśli okaże się chujem za jakiego już jak widzę go uważasz, to wyjdzie prędzej czy później. - burknęłam wściekła, siadając na kanapie.
- W takim razie lepiej, żeby to wyszło jak najszybciej - rzucił i wyszedł z salonu.
- Wy też sądzicie, że upadłam na głowę? - zapytałam pozostałych w pomieszczeniu mężczyzn.
- W sumie to nie, coś z tego może wyjść - odparł Nathan - wiesz, że James sie martwi i zawsze będzie przewrażliwiony na punkcie twojego szczęścia.
- Ja też myślę, że dobrze postąpiłaś - odezwał sie Matt - a teraz idź pogadaj z tym mrukiem, bo to nie jest powód, żebyście się kłocili. W końcu on też chce dobrze.
Upiłam jeszcze łyk wina i ruszyłam w kierunku naszej sypialni.
Uchyliłam lekko drzwi i zobaczyłam nadąsanego Jamesa leżącego na łóżku.
- Weź odpuść, co?
Ten po chwili zmienił pozycję na siedzącą.
- Po prostu nie chcę, żebyś potem cierpiała - mruknął - faceci rzadko się zmieniają, mała. Oboje jesteście porywczy i...
- ... chcę spróbować mimo wszystko - weszłam mu w zdanie - nie wiem dlaczego, po prostu mam w stosunku do niego pozytywne przeczucie.
James westchnął, po czym wstał i mnie przytulił.
- Obyś się nie myliła - szepnął, po czym wyszedł na moment do salonu.
Chwilę później wrócił, trzymając w ręku bursztynowy trunek.
- Whiskey na oczyszczenie atmosfery?
- Whiskey na celebrowanie twojego wyboru - odparł - oby nie okazał się głupi.
Następnie nalał je do dwóch szklanek i podał mi jedną z nich.
- Właściwie, to ja też chcę ci coś powiedzieć - zaczął.
- Hm?
- Kiedy cię nie było, zacząłem spotykać się z pewną dziewczyną. Znam ją już od jakiegoś czasu, ty zresztą też, bo jest naszą sąsiadką - mówił bawiąc się szklanką - ale pewnie jej nie pamiętasz, więc chciałbym, żebyście się spotkały. Powiesz mi co myślisz.
- Fajnie, że kogoś masz - rzuciłam z uśmiechem na ustach - i bardzo mi miło, że liczysz się z moim zdaniem.
- Come on, kto mnie zna lepiej od ciebie? - chłopak odwzajemnił uśmiech - co prawda teraz może nie pamiętasz, ale twoja intuicja w stosunku do moich dziewczyn zwykle była niezawodna - mówiąc to, puścił mi oczko.

Godzinę później, zasypiając, leżałam sobie otulona kołdrą, pijana i baardzo szczęśliwa. Wszystko układało się lepiej, niż myślałam. Znalazłam rodzinę, a chłopak na którym mi zależało wrócił do mojego życia. Przez chwilę do głowy wkradła mi się myśl, że przecież zawsze, gdy coś mi się udawało, to zaraz musiało się spierdolić. Odepchnęłam ją jednak czym prędzej w najdalsze zakamarki swojego umysłu i z uśmiechem na twarzy odpływałam na spotkanie z Morfeuszem.

_____________________
Następnego dnia obudził mnie dzwonek do drzwi. Zamiast zacząć kontaktować, przewróciłam się leniwie na drugi bok, mrucząc coś niezrozumiale. Obowiązek otwarcia namolnemu typowi, który nie przestawał męczyć dzwonka pozostawiłam reszcie lokatorów. Przez myśl przemnęła mi jedynie myśl, że jeśli to jakiś świadek Jehowy, to poświęcę się, wstanę i pierdolnę mu czymś ciężkim w ryj. Ktoś się zlitował i otworzył, a ja ponownie zaczęłam przysypiać. Usłyszałam jednak głośny ryk: Jooooooooyyyyeetaaa! Do ciebieeeee!
To mnie nie przekonało. Bolała mnie głowa, a powieki miałam tak ciężkie, że nie dotarło do mnie, co krzyczała owa osoba.
- Jooyeeeta, do cholery!!! Kolega przyszedł!
- Niech spierdala! - wrzasnęłam resztką sił i znów zatopiłam twarz w poduszce.
Po chwili drzwi delikatnie się otwarły, a pojawiła się w nich głowa Nathana.
- Joy, Axl przyszedł.
Na dźwięk jego imienia, od razu w mózgu złączyły mi się kabelki odpowiedzialne za logiczne myślenie i otwarłam oczy. Nie zdąrzyłam jednak nawet się ruszyć, gdy do pokoju z impetem wparował uśmiechnięty Rudowłosy.
Uśmiech jednak szybko zszedł mu z twarzy, gdy mnie zobaczył.
Nas, cholera nas, bo przecież łóżko dzieliłam z Jamesem, o czym Axl nie wiedział.
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy spotkałam się z wściekłym spojrzeniem chłopaka i... już go nie było.
- Kurwa - mruknęłam pod nosem i sięgnęłam na podłogę po jakieś ciuchy, ubierając się w pośpiechu.
Nat stał nieruchomo, również zaspany i chyba nie za bardzo rozumiejący całą sytuację. James chrapał w najlepsze.
Przeczesałam włosy palcami i wyszłam z mieszkania. Szybko mijałam przechodzących obok ludzi, na zatłoczonych ulicach Miasta Aniołów. Chciałam od razu lecieć do Axla, jakoś się z tego wytłumaczyć, jednak naszły mnie wątpliwości. Że przecież nie mam z czego, bo nic złego nie robię, że przecież nie jesteśmy razem. Znając jednak już trochę jego charakter, dla świętego spokoju wolałam przeprosić i jakoś spróbować załagodzić ten jego poranny foch. Gdy mijałam Whiskey A Go Go, pomyślałam, że warto tam zajrzeć, strzelić sobie jakiegoś drinka na odwagę. Trochę bałam się rozmowy z Axlem, wiedziałam, że nie będzie należała do najłatwiejszych. Że też mi nigdy nie może się spodobać jakiś spokojny chłopak, tylko największy nerwus w całym Hollywood!
Przerywając na moment te przemyślenia, weszłam do środka. Mimo, iż było dopiero koło południa, w powietrzu już unosił się przyjemny dym papierosowy, a po kątach siedziało kilku typów. Podchodząc do baru, zauważyłam, że siedzi przy nim nikt inny, jak sam pan Rose. Odetchnęłam głęboko i podeszłam do niego. Siedział na wysokim barowym taborecie, nerwowo poruszając stopami. Wzrok miał skupiony na szklance z przezroczystym płynem.
- Ładnie to tak łoić wódę z rana? - chciałam zacząć jakoś na luzie, jednak to chyba był głupi pomysł. Spotkałam się z wrogim spojrzeniem.
- A ty tu czego? - burknął.
- W sumie to sorry za to, co widziałeś rano, wiem jak to wyglądało.
Oh Joy - zganiłam w duchu sama siebie - nie ma co, przepraszać to ty umiesz jak nikt inny.
- Dobra, daruj sobie. I zostaw mnie w spokoju do cholery.
- Kurwa, Rose, drugi raz reagujesz na normalną sytuację zbyt impulsywnie - rzuciłam siadając obok i dając barmanowi znak dłonią, że chcę to samo. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odechciało mi się "łagodzenia" całej sytuacji. Powoli zaczynało mi wadzić takie zachowanie z jego strony i już czułam zbliżającą się kłótnię. I nie mogłam, cholera, być biernym jej uczestnikiem.
- Jasne, odwracaj kota ogonem - parsknął.
- Niczego nie odwracam. Wtedy nie dałeś sobie nic wytłumaczyć, teraz też nie. Ja po prostu mam z nim jedno łóżko, wybacz, że od wczorajszego wieczoru nie skombinowałam sobie jeszcze nowego - warknęłam, coraz bardziej zirytowana
- Mogłaś go wypierdolić na kanapę.
- Rany boskie, nie przesadzasz? Nie chciałam się z tobą kłócić, ale chyba nie mam wyboru - mówiąc to, pociągnęłam ze szklanki całą wódkę, jaka została mi zaserwowana - jeśli tak to ma wyglądać, to ja cię Rose, serdecznie pierdolę.
Gdy to powiedziałam, o dziwo dość spokojnie, wstałam i szybkim krokiem skierowałam się ku drzwiom wyjściowym, zostawiając go w towarzystwie barmana.
Mimo, iż nie krzyczałam, w środku dosłownie się we mnie zagotowało. James miał kurwa rację! Nie sądziłam jednak, że jego "proroctwo" spełni się tak szybko.
- Pieprzony mind-fucker - klnęłam pod nosem - tyle czasu był spokój i znowu harmonia poszła się kochać przez wydarzenia, które miały miejsce w przeciągu ostatnich parunastu godzin.
Z każdym kolejnym krokiem poziom mojego wkurwienia jedynie się podnosił.
- Jebać to - mruknęłam, zapalając papierosa, gdy w oddali usłyszałam krzyk.

c.d.n.