poniedziałek, 8 kwietnia 2013

13.

Hej hej ;)
Dzisiaj krótko dość, ale nadrabiam akcją. Jak dobrze pójdzie to pojutrze więcej będzie ^^
Mam nadzieję, że nie jest bardzo chaotycznie, miłego!
___________________________________________________________


- Joyeeta, kurwa, zaczekaj! - doskonale wiedziałam kto biegnie za mną i próbuje mnie zatrzymać.
- Spierdalaj pajacu! - warknęłam za siebie, nie zwalniajac kroku. Nie zamierzałam niczego mu ułatwiać, żałowałam w ogóle, że za nim pobiegłam godzinę temu. Axl jednak szybko mnie dogonił i stanął mi na drodze.
- Dobra, przesadziłem jak zwykle, wiem - sapnął zdyszany, próbując złapać powietrze - ale po prostu ta sytuacja była dość dwuznaczna, chyba nie zaprzeczysz.
- Aleź nie zamierzam zaprzeczać, dlatego właśnie za tobą poleciałam, chcąc ci to wytłumaczyć ośle - warknęłam - ale ty jak zwykle musiałeś wydrzeć na mnie mordę i się obrazić.
- No przepraszam, no - zrobił skruszoną minę - to chyba jest 1:1, nie?
- Jak ty niczego nie rozumiesz - westchnęłam już spokojniej - to nie są zawody, kto kogo wkurwi i ile razy. Nie chodzi nawet tylko o dzisiejszą sytuację.
- To o co chodzi?
- O to, że nie chcę, żeby tak to wyglądało - odparłam - owszem, trochę adrenaliny nie zaszkodzi, ale nie zamierzam za każdym razem, gdy coś sobie ubzdurasz w tej głupiej pale, biegać za tobą i liczyć na to, że może łaskawie mnie wysłuchasz. A szanse i tak równają się zeru.
- W sumie masz rację - powiedział cicho, po czym wziął głęboki oddech i kontynuował - ale dopiero się poznajemy, to na pewno przejściowe problemy.
- Czy ja wiem - westchnęłam, sięgając po papierosa - ty jesteś nerwus, ja jestem nerwus. Prędzej czy później się pozabijamy.
- Chodź tu - mówiąc to, przyciągnął mnie do siebie za pasek w spodniach, po czym wbił się w moje usta.
- Wybacz, inaczej przekonać cię nie umiem - rzucił odrywając się ode mnie po dłuższej chwili.
No tak, rozmowa średnio nam wychodziła... A gdy do czynów dochodziło, momentalnie robiła się ze mnie mniejsza jędza.
- Dobra, walić to - mruknęłam - ale zaserwujesz mi taki poranek raz jeszcze, to obiecuję, że wybiję ci zęby.
Axl tylko się uśmiechnął, po czym chwycił moją dłoń.
- Myślę, że taka sytuacja się już nie powtórzy.
- Co ty znowu kombinujesz?
- Nic, idziemy tylko na zakupy - odparł i pociągnął mnie delikatnie za sobą - kupimy ci nowe wyro.
Nie chcąc już wszczynać zbędnych dyskusji, poczłapałam za nim w stronę centrum handlowego.
***
Mniej więcej godzinę później mebel został wybrany, a kwestia dowozu na miejsce załatwiona.
Korzystając z okazji namówiłam chłopaka na mały rajd po sklepach. Moja garderoba powoli zaczynała wołać o pomstę do nieba, a z racji, że nie lubię robić zakupów, odkładałam je najdłużej jak się dało. Wybrałam na szybkości kilka bluzek, skórzane spodnie, jakieś jeansy i kilka dodatków. Axl o dziwo posłusznie chodził ze mną, bez większych stęków, nosząc wszystko co zakupiłam. Znudzona weszłam do jeszcze jednego sklepu, chcąc kupić sobie jakąś fajną bieliznę. Znalazłam ciekawy komplet i udałam się do przymierzalni.
- I jak? - usłyszałam zza drzwi, gdy akurat podziwiałam swoje atuty. Szpilki, pończochy i inne gówna tego typu nigdy mnie szczególnie nie kręciły, widząc się jednak swoje odbicie poczułam się niezwykle pewnie. Nie mogłam nie wykorzystać takiej okazji. Odwróciłam się, uchyliłam lekko drzwi i złapałam Axla za koszulkę wciągając do do środka. Nim zdąrzył zarejestrować o co chodzi wbiłam się w jego usta, całując go namiętnie. Nie wiem co we mnie wstąpiło, ale miałam ochotę mieć go tu i teraz. Zapewne fakt, jak długo się nie widzieliśmy, wymieszany z emocjami ostatniej doby. Nie zastanawiając się jednak długo, przejechałam dłonią po jego naprężonej już męskości, uwalniając ją z obcisłych spodni. Uśmiechnęłam sie do siebie, widząc jego reakcje. Axl to jednak Axl - nie pozwolił mi napawać się dominacją zbyt długo. Odwrócił mnie tyłem, zerwał dolną część koronkowej bielizny i wszedł we mnie jednym szybkim ruchem. Jęknęłam głośno, starając się nie krzyczeć z każdym kolejnym pchnięciem. Cała sytuacja była jednak tak dzika, niecodzienna i... w dobrym znaczeniu tego słowa brutalna, że obojgu z nas ciężko było opanować emocje. Całości dopełniał fakt, że widzieliśmy się cały czas w lustrze, o które opierałam się rękami.
Po wszystkim odwróciłam się i ponownie zatopiłam w ustach pana Rose'a.
- No i teraz się oficjalnie pogodziliśmy - mruknęłam mu do ucha - a na drugi raz, nerwy wyładuj w taki sposób, bo szalenie mi się to podoba.
- Masz to jak w banku - odparł i zaczął zapinać spodnie. Ja z kolei wskoczyłam w swoje ciuchy, po czym skierowałam się do kasy z zamiarem zapłacenia za zniszczony materiał.
Kasjerka oczywiście musiała całe zajście skomentować, jednak nic sobie z tego nie robiliśmy. Sklep opuszczaliśmy z szerokimi uśmiechami na ustach.
- Axl, ja skoczę jeszcze szybko do łazienki i spadamy - rzuciłam do chłopaka i ruszyłam w stronę ubikacji. Gdy weszłam do środka usłyszałam urywek rozmowy dwóch kobiet, dobiegający z kabiny obok.
-... Mówiłaś kurwa, że załatwiłaś sprawę. Tak według ciebie wygląda załatwiona sprawa?
Wzdrygnęłam się. Głos wydawał mi się dziwnie znajomy, nie potrafiłam jednak przypasować go do żadnej ze znanych mi osób. Kolejny raz tego dnia, olewając zasady dobrego wychowania, bezczelnie przysłuchiwałam się dalej.
- Skąd mogłam wiedzieć, że to tak się potoczy, LA to duże miasto.
- Jeśli przez twoją głupotę, moje starania pójdą na marne i go stracę, to...
- Nawet nie próbuj mnie szantażować. Mogłaś sama to załatwić.
- Dobra, zamknij się już. Pogadamy w domu.
To był koniec tego dziwnego dialogu. Nie wiedziałam o co chodzi, ale domyśliłam się, że o nic dobrego. Tylko co mnie to interesowało? To nie mój biznes. Ten głos mogłam przecież kojarzyć z wielu miejsc w których wcześniej przebywałam.
Nie dało mi to jednak spokoju. Idąc w kierunku chłopaka, nadal o tym myślałam. Od razu zauważył, że jestem gdzieś indziej.
- Nad czym tak dumasz? - zapytał uśmiechając się.
Opowiedziałam mu o dziwnej rozmowie z toalety, jednak szybko ją zbagatelizował.
- Daj spokój, przecież nijak cię to nie dotyczy.
- Ale to nie brzmiało dobrze - pokręciłam głową - nie wiem dlaczego, ale mam poczucie, że coś złego się wydarzy.
- Nawet jeśli, to nie nam - skwitował i dał mi buziaka w czoło - chodźmy do domu.
W zasadzie racja. Czym ja się przejmuję - pomyślałam i odpędziłam od siebie dziwne myśli, przytulając się ciaśniej do Axla, gdy wspólnie przemierzaliśmy aleje przy Sunset Strip. Słońce grzało niemiłosiernie, jakieś dzieciaki puszczały bańki mydlane siedząc przy krawężniku, a mijający nas ludzie uśmiechali się serdecznie. Cudowna, bajkowa atmosfera, tak rzadko spotykana w Mieście Aniołów.
Udaliśmy się do mojego mieszkania. W kuchni siedział Nathan.
- O siema. Widzę już pogodzeni - uśmiechnął się znad gazety - łóżko ci przywieźli
- Super, gdzie jest?
- No wstawiliśmy do waszego pokoju, a jakże - odparł.
Weszłam tam, ciągnąc za sobą Axla. Przez dwa dość spore łóżka przestrzeń tego pomieszczenia drastycznie się zmiejszyła.
Wiedziałam, że chłopak tylko czeka na to, żeby zacząc jęczeć, że wolałby, abym przeprowadziła się do niego. Nie dając więc mu na to szansy, popchnęłam go na łóżko, rzucając się obok niego. Wyciągnęłam rękę sięgając do komody.
- Gumek szukasz? - uśmiechnął się.
- Ta, ty byś się tylko pierdolił całe życie - wystawiłam język i zadowolona usiadłam na łóżku, gdy wymacałam w szufladzie to, czego szukałam.
- Awww - westchnął, gdy zobaczył, że trzymam woreczek z marihuaną i bletki.
- Nie wzdychaj, tylko zapuść jakąś dobrą muzykę - rozkazałam pochylając sie nad znaleziskiem - a ja zajmę się skrętem.
Posłusznie wstał, podchodząc do półki z płytami.
Gdy kończyłam robić jointa, usłyszałam dobrze mi znaną melodię. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo była to jedna z piosenek, których lubiłam słuchać przy paleniu. A i w ogóle do dnia pasowała. Axl połozył się obok mnie i na zmianę zaczęliśmy delektować się roślinką, oraz cudownym głosem Lou Reeda.
- Oh, it's such a perfect day, I'm glad I spend it with you - zaśpiewał Rudowłosy, a ja już nie pierwszy raz tego dnia, poczułam się naprawdę szczęśliwa.

wtorek, 2 kwietnia 2013

12.

Witajcie ;)

Czytającym te wypociny należą się jakieś wyjaśnienia, dlaczego tyle czasu mnie nie było.
Cóż... wylądowałam w szpitalu na pewien czas. Nie będę się teraz wdawać w szczegóły, bo to dla mnie jeszcze świeży i nieprzyjemny temat. Nie bardzo jest też o czym gadać. Po wyjściu jeszcze przez dwa tygodnie leżałam w domu, bez jakiejkolwiek chęci do poddania się niektórym czynnościom, w tym aktywności na blogu. Mam nadzieję, że te z was, które to czytają, jakoś mi darują i nie przerwią czytania na stałe ;) Postaram się spiąć trochę tyłek, żeby poziom jakoś tragicznie nie poleciał w dół.
Jeszcze raz - serdecznie Was przepraszam, ale cóż... siła wyższa.
I od razu zaznaczam, że ta część nudnawa, bo wyszłam z wprawy trochę, poza tym to przejściówka do kolejnego wątku, który będzie już ciekawszy ;)
___________________________________________________________________

- Ochujałeś - szepnęłam z uśmiechem na ustach, gdy pocałunek dobiegł końca. Axl nadal mocno mnie trzymał.
- To twoja wina - odparł, a ja wtuliłam się w niego mocniej. Wszystko już chyba było jasne. Czułam, że wszystkie wątpliwości nagle wyparowały, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Nie wiem, naprawdę nie wiem, co on ze mną robi i dlaczego do cholery tak na mnie działał! Stosunkowo prawie go nie znałam, a już tak namieszał w moim życiu.
Staliśmy tak jeszcze chwilę, gdy z drzwi na klatkę wyszli, zataczając się, Slash ze Stevenem.
- Oooo, nasze gołąbeczki się pogodziły! - ryknął blondyn podchodząc bliżej - jakże się kurwa wasza mać cieszę! - mówiąc to poklepał Axla po ramieniu. Odpowiedziałam mu jedynie uśmiechem. Chwilę po nim przyczłapał do nas również Kudłaty, gratulując mi dobrze podjętej decyzji.
- Dobra, to może zaprowadź już kolegów do domu - poleciłam Axlowi widząc stan reszty ekipy.
- Myślałem, że spędzimy teraz trochę czasu razem - odparł, a ja w jego głosie wyczułam nutkę smutku.
- Jutro też jest dzień. Ja też już padam na twarz, emocji mi dziś nie zabrakło.
Pocałowałam go i pożegnałam się z chłopakami, po czym pognałam na górę podzielić się dobrą nowiną z przyjaciółmi.
***
Całą trójkę zastałam w salonie.
Po ich pytających spojrzeniach domyśliłam się, że James wyjawił im historię, którą mu opowiedziałam, lub przynajmniej jej fragment.
- I jak? - blondyn nie wytrzymał i zadał pytanie.
- Dobrze... - odparłam - pogodziliśmy się.
- Pojebało cię? - niemal krzyknął.
- Oj daj mi spokój, okay? Każdy zasługuje chyba na drugą szansę. Jeśli okaże się chujem za jakiego już jak widzę go uważasz, to wyjdzie prędzej czy później. - burknęłam wściekła, siadając na kanapie.
- W takim razie lepiej, żeby to wyszło jak najszybciej - rzucił i wyszedł z salonu.
- Wy też sądzicie, że upadłam na głowę? - zapytałam pozostałych w pomieszczeniu mężczyzn.
- W sumie to nie, coś z tego może wyjść - odparł Nathan - wiesz, że James sie martwi i zawsze będzie przewrażliwiony na punkcie twojego szczęścia.
- Ja też myślę, że dobrze postąpiłaś - odezwał sie Matt - a teraz idź pogadaj z tym mrukiem, bo to nie jest powód, żebyście się kłocili. W końcu on też chce dobrze.
Upiłam jeszcze łyk wina i ruszyłam w kierunku naszej sypialni.
Uchyliłam lekko drzwi i zobaczyłam nadąsanego Jamesa leżącego na łóżku.
- Weź odpuść, co?
Ten po chwili zmienił pozycję na siedzącą.
- Po prostu nie chcę, żebyś potem cierpiała - mruknął - faceci rzadko się zmieniają, mała. Oboje jesteście porywczy i...
- ... chcę spróbować mimo wszystko - weszłam mu w zdanie - nie wiem dlaczego, po prostu mam w stosunku do niego pozytywne przeczucie.
James westchnął, po czym wstał i mnie przytulił.
- Obyś się nie myliła - szepnął, po czym wyszedł na moment do salonu.
Chwilę później wrócił, trzymając w ręku bursztynowy trunek.
- Whiskey na oczyszczenie atmosfery?
- Whiskey na celebrowanie twojego wyboru - odparł - oby nie okazał się głupi.
Następnie nalał je do dwóch szklanek i podał mi jedną z nich.
- Właściwie, to ja też chcę ci coś powiedzieć - zaczął.
- Hm?
- Kiedy cię nie było, zacząłem spotykać się z pewną dziewczyną. Znam ją już od jakiegoś czasu, ty zresztą też, bo jest naszą sąsiadką - mówił bawiąc się szklanką - ale pewnie jej nie pamiętasz, więc chciałbym, żebyście się spotkały. Powiesz mi co myślisz.
- Fajnie, że kogoś masz - rzuciłam z uśmiechem na ustach - i bardzo mi miło, że liczysz się z moim zdaniem.
- Come on, kto mnie zna lepiej od ciebie? - chłopak odwzajemnił uśmiech - co prawda teraz może nie pamiętasz, ale twoja intuicja w stosunku do moich dziewczyn zwykle była niezawodna - mówiąc to, puścił mi oczko.

Godzinę później, zasypiając, leżałam sobie otulona kołdrą, pijana i baardzo szczęśliwa. Wszystko układało się lepiej, niż myślałam. Znalazłam rodzinę, a chłopak na którym mi zależało wrócił do mojego życia. Przez chwilę do głowy wkradła mi się myśl, że przecież zawsze, gdy coś mi się udawało, to zaraz musiało się spierdolić. Odepchnęłam ją jednak czym prędzej w najdalsze zakamarki swojego umysłu i z uśmiechem na twarzy odpływałam na spotkanie z Morfeuszem.

_____________________
Następnego dnia obudził mnie dzwonek do drzwi. Zamiast zacząć kontaktować, przewróciłam się leniwie na drugi bok, mrucząc coś niezrozumiale. Obowiązek otwarcia namolnemu typowi, który nie przestawał męczyć dzwonka pozostawiłam reszcie lokatorów. Przez myśl przemnęła mi jedynie myśl, że jeśli to jakiś świadek Jehowy, to poświęcę się, wstanę i pierdolnę mu czymś ciężkim w ryj. Ktoś się zlitował i otworzył, a ja ponownie zaczęłam przysypiać. Usłyszałam jednak głośny ryk: Jooooooooyyyyeetaaa! Do ciebieeeee!
To mnie nie przekonało. Bolała mnie głowa, a powieki miałam tak ciężkie, że nie dotarło do mnie, co krzyczała owa osoba.
- Jooyeeeta, do cholery!!! Kolega przyszedł!
- Niech spierdala! - wrzasnęłam resztką sił i znów zatopiłam twarz w poduszce.
Po chwili drzwi delikatnie się otwarły, a pojawiła się w nich głowa Nathana.
- Joy, Axl przyszedł.
Na dźwięk jego imienia, od razu w mózgu złączyły mi się kabelki odpowiedzialne za logiczne myślenie i otwarłam oczy. Nie zdąrzyłam jednak nawet się ruszyć, gdy do pokoju z impetem wparował uśmiechnięty Rudowłosy.
Uśmiech jednak szybko zszedł mu z twarzy, gdy mnie zobaczył.
Nas, cholera nas, bo przecież łóżko dzieliłam z Jamesem, o czym Axl nie wiedział.
Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, gdy spotkałam się z wściekłym spojrzeniem chłopaka i... już go nie było.
- Kurwa - mruknęłam pod nosem i sięgnęłam na podłogę po jakieś ciuchy, ubierając się w pośpiechu.
Nat stał nieruchomo, również zaspany i chyba nie za bardzo rozumiejący całą sytuację. James chrapał w najlepsze.
Przeczesałam włosy palcami i wyszłam z mieszkania. Szybko mijałam przechodzących obok ludzi, na zatłoczonych ulicach Miasta Aniołów. Chciałam od razu lecieć do Axla, jakoś się z tego wytłumaczyć, jednak naszły mnie wątpliwości. Że przecież nie mam z czego, bo nic złego nie robię, że przecież nie jesteśmy razem. Znając jednak już trochę jego charakter, dla świętego spokoju wolałam przeprosić i jakoś spróbować załagodzić ten jego poranny foch. Gdy mijałam Whiskey A Go Go, pomyślałam, że warto tam zajrzeć, strzelić sobie jakiegoś drinka na odwagę. Trochę bałam się rozmowy z Axlem, wiedziałam, że nie będzie należała do najłatwiejszych. Że też mi nigdy nie może się spodobać jakiś spokojny chłopak, tylko największy nerwus w całym Hollywood!
Przerywając na moment te przemyślenia, weszłam do środka. Mimo, iż było dopiero koło południa, w powietrzu już unosił się przyjemny dym papierosowy, a po kątach siedziało kilku typów. Podchodząc do baru, zauważyłam, że siedzi przy nim nikt inny, jak sam pan Rose. Odetchnęłam głęboko i podeszłam do niego. Siedział na wysokim barowym taborecie, nerwowo poruszając stopami. Wzrok miał skupiony na szklance z przezroczystym płynem.
- Ładnie to tak łoić wódę z rana? - chciałam zacząć jakoś na luzie, jednak to chyba był głupi pomysł. Spotkałam się z wrogim spojrzeniem.
- A ty tu czego? - burknął.
- W sumie to sorry za to, co widziałeś rano, wiem jak to wyglądało.
Oh Joy - zganiłam w duchu sama siebie - nie ma co, przepraszać to ty umiesz jak nikt inny.
- Dobra, daruj sobie. I zostaw mnie w spokoju do cholery.
- Kurwa, Rose, drugi raz reagujesz na normalną sytuację zbyt impulsywnie - rzuciłam siadając obok i dając barmanowi znak dłonią, że chcę to samo. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, odechciało mi się "łagodzenia" całej sytuacji. Powoli zaczynało mi wadzić takie zachowanie z jego strony i już czułam zbliżającą się kłótnię. I nie mogłam, cholera, być biernym jej uczestnikiem.
- Jasne, odwracaj kota ogonem - parsknął.
- Niczego nie odwracam. Wtedy nie dałeś sobie nic wytłumaczyć, teraz też nie. Ja po prostu mam z nim jedno łóżko, wybacz, że od wczorajszego wieczoru nie skombinowałam sobie jeszcze nowego - warknęłam, coraz bardziej zirytowana
- Mogłaś go wypierdolić na kanapę.
- Rany boskie, nie przesadzasz? Nie chciałam się z tobą kłócić, ale chyba nie mam wyboru - mówiąc to, pociągnęłam ze szklanki całą wódkę, jaka została mi zaserwowana - jeśli tak to ma wyglądać, to ja cię Rose, serdecznie pierdolę.
Gdy to powiedziałam, o dziwo dość spokojnie, wstałam i szybkim krokiem skierowałam się ku drzwiom wyjściowym, zostawiając go w towarzystwie barmana.
Mimo, iż nie krzyczałam, w środku dosłownie się we mnie zagotowało. James miał kurwa rację! Nie sądziłam jednak, że jego "proroctwo" spełni się tak szybko.
- Pieprzony mind-fucker - klnęłam pod nosem - tyle czasu był spokój i znowu harmonia poszła się kochać przez wydarzenia, które miały miejsce w przeciągu ostatnich parunastu godzin.
Z każdym kolejnym krokiem poziom mojego wkurwienia jedynie się podnosił.
- Jebać to - mruknęłam, zapalając papierosa, gdy w oddali usłyszałam krzyk.

c.d.n.

czwartek, 14 lutego 2013

11.

Powoli odwróciłam się na pięcie i zobaczyłam Slasha ze Stevenem, biegnących w moim kierunku.
Blondyn od razu rzucił mi się na szyję. Nie oponowałam, ponieważ bądź co bądź chłopak niczym mi nie zawinił. To z Axlem miałam na pieńku, cała reszta była w porządku.
- Gdzieś ty się podziewała, dziewczyno?! - zapytał Kudłaty - szukaliśmy cię!
- Ostatnio sporo ludzi to robiło - odparłam i się uśmiechnęłam - przy okazji, to jest James, mój przyjaciel, a to Slash i Steven - przedstawiłam sobie chłopaków.
- Przyjaciel?
- Ach, no tak - odparłam widząc zdziwione miny tej dwójki - Bo widzicie... Znalazłam ludzi, z którymi żyłam przed tym całym wypadkiem.
- To zajebiście! - ryknęli niemal jednocześnie - jak to się stało? Wróciła ci pamięć?
- Nie, ale to długa historia - opowiem wam przy najbliższej okazji, przy winie - puściłam oczko.
- Zgoda - rzucił Blondyn i uśmiechnął się szeroko.
- Ej, ale tak w ogóle... - zaczął Steven po chwili - dlaczego tak nagle zniknęłaś? To przez Axla?
- Tjaaa - odparłam i przewróciłam oczami. Nie uśmiechało mi się, znowu do tego wracać - kazał mi spierdalać, więc to zrobiłam, wedle życzenia.
- Bo ty nie znasz jeszcze tego rudego pojeba - rzucił Slash - on tak zawsze, najpierw powie, potem myśli, a na koniec żałuje.
- A odkąd cię nie ma, to cały czas chodzi jak struty, albo wkurwiony - dorzucił Steve - no żyć się z nim nie da. Ma kurewskie wyrzuty sumienia i chyba tęskni - to mówiąc puścił mi oczko.
- To ma problem - burknął James pod nosem - jak tak traktuje kobiety, to niech się potem nie dziwi, że mają go w dupie.
- Laska, może jednak się z nim zobacz, cooo? - Steven ponownie rzucił mi się w ramiona - proszę, proszę, proszęęęę. Bo ja z nim dłużej nie wytrzymię!
- Okay, zastanowię się - odparłam, próbując się uwolnić z objęć blondyna - to co z tym winem? Reflektujecie? James, to chyba nie problem?
- Absolutnie żaden.
- Mówisz - masz. Ze mną jak z dzieckiem - Slash wystrzeżył zęby w szerokim uśmiechu - chodźmy Steven.

***
Weszliśmy do mojego mieszkania. Goście od razu rozsiedli się na kanapach, James poszedł w ich ślady, a ja podeszłam do gramofonu z zamiarem puszczenia czegoś miłego dla ucha. Poszperałam chwilę w płytach i wyciągnęłam jeden z albumów The Who.
Chwilę później w tle leciało już "I'm free", a ja dołączyłam do chłopaków.
Wina poszły w ruch, opowiedziałam im w skrócie o tym jak spotkałam Nathana w sklepie, oraz o tym jak w ogóle doszło do tego, że tam pracowałam.
Slash spuścił głowę.
- Kurwa, przepraszam - odparł - to przeze mnie, jakbym sobie wtedy usnął na kanapie, to pewnie nie wylądowałabyś w jakimś jebanym przytułku.
- Daj spokój, gdyby tak się nie stało, być może nigdy nie spotkałabym chłopaków - uśmiechnęłam się w stronę Jamesa - tak więc nie ma tego złego...
- Poza tym - wtrącił Steven - to wina Duffa jak już szukamy winnych.
- A co on ma do tego?
Blondyn upił spory łyk wina, po czym kontynuował opowieść.
- No bo koniec końców to ty ze Slashem nie spałaś.
- Ano właśnie! - ryknął Kudłaty, znienacka.
Nim zdąrzyłam to jakikolwiek sposób skomentować tej ciekawostki, gdyż Steve kontynuował:
- No i widzisz... Duff myśląc, że to będzie kurwa zabawne, zrobił wam zdjęcie w dwuznacznej pozie i poleciał do Axla. Chciał się z niego ponabijać, bo widział, że Rose się zajawił na ciebie...
- I chciał ostudzić jego zapędy, ale debil konsekwencji nie przemyślał. A bo i Axla nie brał do końca na poważnie. End of story - zakończył Slash i odłożył pod stół pustą butelkę winiacza.
Jeszcze przez chwilę siedziałam zdezorientowana, nie wiedząc co powiedzieć. W sumie dobrze, że sytuacja się wyjaśniła, z drugiej jednak strony... W ostatnim czasie udało mi się już prawie wymazać Axla z pamięci, a teraz wszystko zaczyna wracać.
- Joy, ocknij się - z zamyślenia wyrwał mnie głos Jamesa - to i tak niczego nie zmienia.
- Co? A, tak... jasne - odparłam i zapaliłam papierosa.
Steven również odłożył swoją butelkę i wstał z kanapy.
- Słuchajcie, coś sobie przypomniałem - rzucił - wyjdę na chwilę i za 10 minut wracam.
Jak powiedział, tak zrobił. Nie było sensu pytać dokąd idzie - w tym towarzystwie oznaczało to najpewniej szybką wizytę u dilera.
Gdy wyszedł, z pracy wrócili Nathan z Mattem. Obaj pracują w jakiejś rockowej knajpie.
- A wy co tak wcześnie? - zapytał James.
- Zadyma była, bo miał być koncert jakiegoś chujowego zespołu, muzycy się zaćpali, zrobił się rozpierdol generalnie... - rzucił Nathan na jednym oddechu i od razu padł na kanapę, obok mnie - no i zamknęli tę budę wcześniej. Boże, ale jestem wyjebany - mruknął i rozłożył się jeszcze wygodniej, kładąc głowę na moich kolanach.
Matt spojrzał na Saula.
- Gości mamy?
- No tak - odparłam, głaszcząc jednocześnie długie kudły Nata - to Slash, poznaliśmy się, gdy opuściłam szpital. Był jeszcze Steven, ale gdzieś wylazł i chuj go wie, kiedy wróci.
Jak nakazuje kultura, Matt przywitał się z chłopakiem, po czym złapał jedną ze stojących na stole butelek, wygrzmocił połowę zawartości jednym chaustem, po czym klapnął obok niego.
- Fajnie tu masz - powiedział Kudłaty - naprawdę się cieszę, że to wszystko skończyło się tak, a nie inaczej. Dobrze wiedzieć, że masz obok siebie prawdziwych przyjaciół.
- Mów mi jeszcze - uśmiechnęłam się, odpalając papierosa.
W tym samym momencie usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. James niechęnie podniósł się z kanapy, aby je otworzyć.
Gdy to zrobił, stał niemo przez krótką chwilę. Z mojej perspektywy nic nie było widać, więc wrzasnęłam:
- Ducha zobaczyłeś? Kto przyszedł?
- Możemy? - usłyszałam głos dobiegający zza drzwi.
'O kurwa' - pomyślałam jedynie, wiedząc już, że należy on do Axla. Zobaczyłam pytający wzrok Jamesa. Niepewnie kiwnęłam głową, dając mu przyzwolenie by ich wpuścił.
Był ze Stevenem. W tamtej chwili miałam ochotę skopać tę jego blond dupę, albo chociaż wygarnąć mu od najgorszych, domyślając się, poszedł po niego zadzwonić. Szybko się jednak opamiętałam i w ciszy czekałam na dalszy rozwój wydarzeń.
- Witaj - odezwał się Axl niemal szeptem, wchodząc na salony - chciałbym chwilę porozmawiać. Tylko tyle.
Nathan podniósł się do pozycji siedzącej. Cała piątka obserwowała sytuację, raz po raz zerkając na mnie i na Rudego. Nat z Mattem zdezorientowani, w końcu nie wiedzieli do końca o co chodzi, James wkurwiony, a Slash ze Stevenem... Nie wiem, z dziwną nadzieją w oczach. Mnie z kolei serce waliło jak oszalałe, powoli czułam też, że zaczynają trząść mi się dłonie. Próbowałam to stłumić na poczekaniu.
- O czym? - zapytałam, do bólu neutralnym głosem - co mnie samą zdziwiło.
- O naszej ostatniej rozmowie.
- Chyba kłótni.
- No to kłotni. Proszę, daj mi kilka minut, o nic więcej nie proszę.
- Dobra - rzuciłam wstając - wyjdziemy na zewnątrz.
Zgodził się kiwnięciem głowy. Zarzuciłam na siebie ramoneskę.
- Joy, jesteś pewna, że chcesz z nim wyjść? - zapytał James.
- Tak, przecież nic złego mi nie zrobi. Zresztą nie będziemy się oddalać - odparłam i pocałowałam go w policzek - nie bój się, siadaj i pij z chłopakami. Zaraz wracam.
Wyszliśmy z mieszkania w milczeniu. Był środek nocy, ruch na ulicach był o tej porze niewielki. Usiadłam na pobliskim krawęźniku i wyciągnęłam szlugi. Axl usiadł obok mnie i wziął głeboki oddech.
- Przede wszystkim chciałem cię przeprosić. Zachowałem się jak ostatni dupek.
- Powiedz mi coś czego nie wiem - prychnęłam.
- Nicky, spójrz na mnie - chłopak odwrócił się w moją stronę.
- Mam na imię Joyeeta gwoli ścisłości - rzuciłam, nadal patrząc się w kierunku jednej z pobliskich latarni.
Axl złapał mnie za podbródek i skierował moją twarz ku swojej. Spojrzałam mu prosto w oczy.
- Naprawdę jest mi przykro - powiedział. W jego głosie wyczuwałam skruchę, jednak nie chciałam dać się złamać tak szybko. Nie po tym wszystkim. - I zrobiłbym wszystko, żeby to naprawić... Powiedz tylko, czego ode mnie oczekujesz?
- Sam spierdoliłeś to teraz sam sobie główkuj. W zasadzie... to czego ty oczekujesz ode mnie? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Chciałbym, żebyś zapomniala o tym co się stało i... - zawiesił głos - ... i żebyśmy mogli spróbować raz jeszcze.
- Spróbować czego?
Axl wziął głębszy oddech.
- Joy... zależy mi na tobie - odparł - zależało od samego początku. Nie wiem, co mi wtedy do łba strzeliło, że wyjechałem z takim tekstem, ale uwierz mi... - w tym momencie spuścił wzrok - nie było dnia, żebym nie żałował tego, co powiedziałem.
- Myślałeś, że zrobię to co mi zaproponowałeś i pójdę do Slasha?!
- Na pewno nie przewidziałem tego, że odejdziesz - znów spojrzał mi w oczy, a ja łamałam się coraz bardziej, nie dając jednak tego po sobie poznać i próbując zachować dystans przypominając sobie jak czułam się po tamtym wydarzeniu.
Ukryłam twarz w dłoniach, po czym szybko podniosłam się do pionu i otrzepałam tyłek.
Axl równieź wstał - to jak będzie? - zapytał - dasz nam szansę?
- Nie ma żadnych nas - odparłam - póki co jestem, ja, ty i twoje obsesje.
Sama nie wiedziałam dlaczego to powiedziałam. Byłam rozdarta emocjonalnie jak jakaś siusiara, myślałam jedno, mówiłam drugie, a robiłam zupełnie co innego.
Nie miałam już też jednak ochoty dłużej rozmawiać. Byłam zmęczona tym wszystkim i chciałam sobie wszystko na spokojnie przemyśleć.
Chłopak nijak nie skomentował mojej odpowiedzi.
- Dobra, słuchaj... Ja wracam do mieszkania. Więc jeśli chcesz tam wrócić i pić z chłopakami, czy coś... - zaczęłam, jednak nie dokończyłam, gdyż Axl w jednej chwili doskoczył do mnie i z niesamowitą siłą wbił się w moje usta. Jednocześnie chwycił mnie tak mocno, jakby bał się, że ucieknę. Ja w tamtym momencie jednak nie miałam takich planów. Ten jeden moment sprawił, że wszystkie rozterki w oka mgnieniu uleciały z mojej głowy, toteż zachłannie odwzajemniłam pocałunek.


c.d.n.


środa, 6 lutego 2013

10.


Hah, wracam po długiej przerwie.
Rozdział trochę nudnawy i mało akcji, ale obiecuję, że w następnym nastąpi zmiana i będzie się działo :D
I zmieniłam imię jednego z bohaterów, z Davida zrobił się Nathan :D
Miłego!
__________________________________________________________

10.


Kolejne godziny rozmów przyniosły mi wiele odpowiedzi na które liczyłam. Między innymi na to, dlaczego mój umysł tak intensywnie zareagował na widok Jamesa. Okazało się bowiem, że pomimo, iż od dziecka przyjaźniłam się z całą trójką, to on zawsze był mi najbliższy - każde ferie, wakacje spędzaliśmy razem, w szkole, po szkole - papużki nierozłączki można by rzec. Nawet byliśmy razem rok wcześniej. Nie wyszło, jednak - paradoksalnie - to tylko wzmocniło więź między nami.
Siedzieliśmy wszyscy w salonie do białego rana popijając różne trunki i gadając dosłownie o wszystkim. Zadawałam oczywiście mnóstwo pytań, a oni cierpliwie udzielali wyczerpujących odpowiedzi. Mimo, iż pamięć spektakularnie mi nie wróciła, to powoli zaczęłam sobie wszystko porządkować w głowie.
Około 5 rano James wstał z kanapy.
- Okay, Joy - zwrócił się do mnie - idziemy spać?
Kiwnęłam głową i powoli zebrałam się z fotela. Nathan z Mattem również wstali, dali mi buziaka i ruszyli w kierunku swojego pokoju.
Ja z Jamesem również dzieliliśmy średniej wielkości kwadrat. Weszłam do środka i zobaczyłam jedno, podwójne łóżko.
Chłopak widząc moje zdziwione spojrzenie, pospieszył z wyjaśnieniem.
- No tak, wprowadzając się do tego mieszkania, mieliśmy dwa pokoje do wyboru i tylko 3 łóżka - zaczął - a Nathan z Mattem by się w życiu nie zgodzili na dzielenie jednego.
- Ach, whatever - machnęłam ręką i runęłam na wyrko jak długa.
James ściągnął koszulkę i zrobił to samo.
Taak - pomyślałam - to zdecydowanie był długi i zwariowany dzień. Dzień, który zmienił wszystko o 180 stopni. Lekko pijana i niezmiernie szczęśliwa zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się sama do siebie.
Nic już nie mówiąc, blondyn przyciągnął mnie do siebie i uwięził w swoich ramionach.
- To też jakaś tradycja? - szepnęłam nie otwierając oczu.
- Poniekąd - odparł i pocałował mnie w czoło - lubisz tak spać. Dobranoc.
- Dobranoc - powiedziałam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

Obudziłam się późnym popołudniem.
O dziwo w tej samej pozycji, w której zasypiałam. Podniosłam głowę i spojrzałam na Jamesa.
- Dzień dobry, śpiochu - uśmiechnął się.
- Cześć - wychrypiałam - długo już nie śpisz?
- Z godzinę.
- O jaa, to trzeba było mnie obudzić - westchnęłam i stoczyłam się na drugą połowę łóżka - i jeszcze mi powiedz, że gapiłeś się jak pochrapuję.
- Bo to pierwszy raz - wystawił język i uśmiechnął się łobuzersko.
- Mam nadzieję, że się nie ślinię przez sen - odparłam.
- Głodna? - zmienił temat.
- Nie, ale zapaliłabym.
- To czekaj chwilę - rzucił i wyszedł z łóżka kierując się w stronę salonu.
Zmieniłam pozycję na siedzącą i w ciągu kilkunastu sekund uderzył mnie ostry kac.
- Ja pierdolę - jęknęłam - to był ostatni raz, kiedy piłam.
- Ta, zawsze kurwa obiecujesz, obiecujesz, a potem chlejesz najwięcej z naszych zapasów - do pokoju wrócił uśmiechnięty James. W ręku trzymał grubego jointa - buszka śmierdziuszka? - zapytał.
- Wszystko lepsze niż alkohol - rzuciłam i zaciągnęłam się porządnie.
Delektując się wspólnie wypalanym zielskiem, rozejrzałam się po pokoju. Przed zaśnięciem nieszczególnie mi się chciało, teraz jednak wyłapywałam wszystko ze szczegółami.
Ściany były biało-czerwono-czarne. Pomalowane w awangardowym stylu. Podłogę pokrywał szary, puchaty dywan. Na jednej ze ścian wisiały 4 gitary: klasyczna, akustyczna, basowa i elektryczna, dość oldskulowa.
- Twoje, czy moje? - zapytałam wskazując na nie palcem.
- Trzy twoje, bas mój. Przyjrzyj się tej elektrycznej, dude.
- Gibson. Les Paul... - z początku nie wiedziałam o co chodzi - O KURWA! - ryknęłam nagle.
Na gitarze widniał autograf nikogo innego, jak samego Hendrixa.
- Ja jebię, ale jak?!
- Bo widzisz, były czasy, kiedy nasi starzy nie byli jeszcze do bólu pierdolnięci i zdarzało im się zrobić coś sensownego - odparł i ponownie się zaciągnął.
- Nie wierzę... - szepnęłam - Slash posrałby się na stojąco!
- Kto?
- Ach... ziomek, którego poznałam po opuszczeniu szpitala. Długa historia.
- Zamieniam się w słuch.
Westchnęłam i streściłam mu całą historię.
- Ten rudy skurwiel, to nieźle się zachował - burknął po chwili milczenia - jakbym go spotkał, to bym mu zajebał.
- A, daj spokój - machnęłam ręką - było, minęło, nie ma co wspominać.
Rozsiadłam się wygodniej i kontynuowałam podziwianie wspólnego dobytku.
Na równoległej ścianie wisiało mnóstwo zdjęć. Zioło otumaniło mnie już trochę i nie chciało mi się wstawać, jednak ciekawość zwyciężyła. Zwlokłam się powoli z łóżka i podeszłam do tego kolorowego kolażu. Na większości zdjęć byłam ja z chłopakami i z innymi ludźmi. Patrząc na niektóre zdjęcia, miałam wrażenie, że zaczynam kojarzyć pewne fakty, jednak wszystko było do tego stopnia niewyraźne, że nawet o tym nie wspomniałam na głos. Gdy skończyłam oglądać, mój wzrok skupił się na saksofonie leżącym w kącie.
- A to czyje?
- No twoje też. Coś tam starałaś się tworzyć na tym.
- Długo?
- A będzie ze trzy lata. W porównaniu z gitarą, to chuj, bo na niej trzaskasz już od podstawówki.
Przez chwilę miałam ochotę coś zagrać, jednak James przywołał mnie do łóżka, odpalając kolejnego jointa.
Machnęłam więc na to ręką i wróciłam na wyrko. Mebli mieliśmy stosunkowo niewiele - tylko duża szafa, regał z książkami, niski czarny stolik i jedna nocna szafka.
Na regale, obok książek zauważyłam aparat fotograficzny. Nim jednak zdążyłam otworzyć usta, James widząc mój wzrok skupiony na przedmiocie, rzucił:
- Taa, to też twoje. Pracowałaś przed wypadkiem dla jakiegoś pisemka. To znaczy, foty strzelałaś.
- O kurwa - jęknęłam z nadzieją w głosie - to może uda mi się odzyskać tę fuchę?
- Szansa jest - odparł - byli z ciebie zadowoleni. Jutro dam ci namiary.
- Okay, dzięki. Ej, teraz to zgłodniałam - zmieniłam temat konwersacji, powoli zaczynając czuć ostrą gastrofazę.
- A w lodówce pustki - odparł smutno - więc albo czekamy, aż Matt z Nathanem wrócą, licząc, że coś kupią, albo wychodzimy.
- Ciężka sprawa... - westchnęłam - masz coś jeszcze? - dodałam wskazując wzrokiem, że chodzi mi o trawę.
- Ile chcesz, przecież sami hodujemy.
Zrobiłam wielkie oczy.
- No nie mów, że nie zauważyłaś tych pięknych kwiatów stojących w salonie - zaśmiał się.
- Oj no... Dużo się wczoraj działo. To daj mi 5 minut, zmienię ciuchy i idziemy - powiedziałam i niechętnie się podniosłam.
- A potem lokujemy się tutaj i już nie wychodzimy, prawda? - zapytał błagalnym tonem.
- Miałam proponować dokładnie to samo.

Paręnaście minut później byliśmy już w drodze do sklepu. Szliśmy powolnym krokiem, cały czas śmiejąc się z różnych (w większości w ogóle nieśmiesznych) rzeczy.
Zrobiliśmy duże zakupy, co by nam niczego nie zabrakło. Gdy kierowaliśmy się w stronę wyjścia usłyszałam krzyk:
- Nicky?! Nicky, kurwa zaczekaj!
Zamarłam, jeszcze zanim zdążyłam się odwrócić. Doskonale wiedziałam, do kogo należy ten głos.


c.d.n.

wtorek, 29 stycznia 2013

9.


9.

Minęło trochę czasu. Dziewczyna, którą poznałam pierwszego dnia, okazała się całkiem miłą osobą, a rozmowa z nią trochę pomogła mi oderwać myśli od całego tego syfu. Poza tym, generalnie rozmowa z ludźmi którzy również z różnych powodów stracili wszystko, w pewnym sensie podnosiła mnie na duchu. Gdy ma się do czynienia z człowiekiem będącym w podobnej sytuacji, na życiowym zakręcie, przestaje się mieć poczucie, że Bóg tylko nas nienawidzi.
Tęskniłam trochę za Axlem. W sumie... bardzo, nie tylko trochę. Za nimi wszystkimi, mimo iż znaliśmy się tylko kilka dni. Zdawałam sobie jednak sprawę, że pewnie już nigdy się nie zobaczymy i powoli starałam się przywyknąć do tej myśli i skupić na tym, żeby zacząć żyć na jakimś cywilizowanym poziomie.
Niespełna tydzień po moim przybyciu do schroniska, udało mi się zdobyć pracę w małym sklepie muzycznym. Właścicielem był sympatyczny pan w średnim wieku, o nazwisku Walters. Pracowałam codziennie, po 8 lub 10 godzin. Chciałam przez pierwsze dwa tygodnie zarobić wystarczająco dużo, by móc wynająć jakiś skromny pokój i wynieść się z miejsca w którym dane mi było mieszkać. Mimo, iż większość tych ludzi była w porządku, najbardziej pragnęłam wtedy spokoju i własnego kąta. W pewnym sensie mieszkanie na czyjś koszt godziło w moją dumę i nie czułam się z tym najlepiej.

Pewnej niedzieli siedziałam znudzona w sklepie. Ruch był tego dnia niewielki, więc wzięłam jedną z gitar przeznaczonych na sprzedaż i zaczęłam brzdękać na niej w jakimś kącie, siedząc tyłem do wejścia. Nic też dziwnego, że nie zauważyłam, że ktoś wszedł do środka.
- Przepraszam, mogłaby mi pani pomóc dobrać struny do gitary? Niedawno zacząłem grać i jeszcze nie ogarniam tego chujostwa - usłyszałam za sobą męski głos i nie wiedzieć czemu, przeszedł mnie dreszcz. Myśl błyskawica, na pewno nie znałam jego właściciela, jednak z jakiegoś względu, zrobiło mi się gorąco.
Powoli odwróciłam głowę i spojrzałam na wysokiego chłopaka stojącego przede mną. Gdy to zrobiłam, ten zrobił wielkie oczy i wypuścił gitarę z ręki.
- To... to ty? - wyjąkał jedynie.
Patrzył na mnie całkiem przystojny, wysoki brunet, o długich, kręconych włosach i niebieskich oczach.
Nie wiedziałam o co chodzi, jednak dziwnie się czułam patrząc na niego. Nie zdąrzyłam jednak pomyśleć nad konkretną reakcją, ani nawet odpowiedzieć, ponieważ w jednej chwili doskoczył do mnie i zaczął mnie ściskać.
- Kurwa mać! Nie wierzę, że się znalazłaś! - niemal wrzasnął mi do ucha.
Odsunęłam go od siebie na mały dystans.
- Czekaj, czekaj - zaczęłam zmieszana - chcesz mi powiedzieć, że my się znamy?
- Kurde, Joy, to jakiś żart?
- Joy?
- No tak masz na imię - odparł wyraźnie zdezorientowany - no nie rób mnie w balona, za długo cię znam, by cię z kimś pomylić!
- Ok, usiądź - postawiłam koło niego krzesło - po kolei... Ponad półtorej miesiąca temu miałam wypadek. Nic nie pamiętam... Więc jeśli jesteś mi w stanie powiedzieć o co chodzi i czy się znamy, to byłyby dla mnie niezwykle cenne informacje - odparłam. Zdałam sobie sprawę, co może oznaczać to spotanie. Miliony myśli kłębiły się w mojej głowie, zaczęłam się trząść, a słowa ledwie przechodziły mi przez gardło.
- O kurwa... - szepnął - poważnie mówisz?
Kiwnęłam twierdząco głową.
- Dziewczyno... Znamy się od lat. Ba, mieszkamy razem - zaczął opowieść - masz na imię Joyeeta, razem z nami mieszka jeszcze dwoje naszych przyjaciół. Wszyscy znamy się od dziecka... Kurwa, nie wiem co mam mówić, jestem w szoku! - przerwał nagle.
- Ty jesteś w szoku... - westchnęłam - pomyśl jak ja się teraz czuję.
- To co zrobimy? Wrócisz ze mną do domu? Wszystkie twoje rzeczy nie były dotkięte, odkąd... - urwał - odkąd zniknęłaś.
- Wooo, woo... powoli - ostudziłam zapędy bruneta - może najpierw mi się przedstawisz?
- Jestem Nathan. Razem z nami mieszkają jeszcze James i Matt.
- Skoro się znamy, to dlaczego mnie nie szukaliście, gdy zniknęłam? - zapytałam.
- Szukaliśmy, oczywiście, że szukaliśmy - odparł - obdzwoniliśmy wszystkie szpitale i posterunki policji. Ale skoro nie miałaś przy sobie dokumentów, to by wiele wyjaśniało.
- W sumie racja... - szepnęłam odpalając papierosa. Nadal trzęsły mi się ręce - cholera, przez ostatnie tygodnie marzyłam o tym, żeby spotkać kogoś kogo znam, a teraz nie wiem... mam w głowie jebany mętlik. I nie wiem jak się zachować - rzuciłam miętosząc szluga w dłoni.
- Nie dziwię ci się - odparł - gdzie w ogóle teraz mieszkasz?
- W schronisku dla bezdomnych.
- Pierdolisz?!
- Poważnie.
- To dziewczyno, nawet mnie nie denerwuj, tylko wracaj ze mną!
- W sumie to najlepsza opcja - powiedziałam - chciałabym spotkać resztę towarzystwa. Ach! - walnęłam się w czoło, przypominając sobie, że nie zapytałam o jedną z najistotniejszych rzeczy - a moi rodzice? Jakaś rodzina?
- Ech... - westchnął - właściwie to my jesteśmy twoją rodziną. Nasi rodzice, to znaczy twoi, moi, Matta i Jamesa, to bogate snoby, generalnie to mają nas w dupie. Kariera i te sprawy - spuścił wzrok, po czym wywnioskowałam, że chce uciąć ten wątek.
Zamurowało mnie na moment. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam.
- Ale chyba wiedzą, co się stało?
- Joy, w przeszłości wszyscy narobiliśmy trochę gówna w naszych życiorysach. Opowiem ci o tym, ale to dłuższy temat, nie ten czas ani miejsce - odparł - nie utrzymujemy z nimi kontaktu.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem, chociaż tak naprawdę, to chuja rozumiałam. Ciekawiło mnie co takiego musiało się wydarzyć, jednak póki co nie drążyłam tematu. Widać było, że dla niego też nie jest to łatwa rozmowa.
- Okay... To zbieramy się? - zapytał Nathan wstając z krzesła.
- Muszę tu zostać jeszczeee... - spojrzałam na duży zegar wiszący nad drzwiami wejściowymi - godzinę. Ale możesz wrócić sam i streścić reszcie całą sytuację, żeby większego zaskoczenia nie było - odparłam - tylko zapisz mi adres i zaraz po pracy się zjawię.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- Dobra, to daj jakiś papier i długopis.
Zapisał mi adres na kartce, po czym popatrzył na mnie.
- Mogę cię jeszcze raz wyściskać? - uśmiechnął się - cholernie się stęskniłem.
- Jasne, chodź.
Przytulił mnie więc i staliśmy tak spleceni jeszcze kilka chwil. W końcu oderwał się ode mnie i skierował w stronę wyjścia.
- Do zobaczenia w takim razie! - rzucił na pożegnanie.
- Pa! - odkrzyknęłam i opadłam na krzesło.
Kto by pomyślał, że sprawy tak się potoczą? Wszystko zaczynało się powoli układać, a ja miałam ochotę zacząć skakać z radości. Nie mogłam się też doczekać, aż będę mogła zamknąć tę cholerną budę i iść na spotkanie z resztą przyjaciół.
Po godzinie w końcu mogłam opuścić sklep. Nie chcąc tracić już więcej czasu, wezwałam taksówkę i wskazałam kierowcy zapisany na świstku papieru adres.
Dziesięć minut później byłam już na miejscu.
- Jooooy! - usłyszałam za plecami, gdy tylko opuściłam pojazd. Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch młodych mężczyzn biegnących w moim kierunku. Jednym z nich był Nathan, kim był drugi nie miałam pojęcia, bo ostatecznie miało ich być troje.
Chwilę później byli już obok, niemal dusząc mnie swoimi uściskami. W tamtym momencie byłam tak szczęśliwa, że zabrakło mi słów. Poczułam na swoim policzku łzę, którą pospiesznie otarłam. Uśmiech też nie schodził mi z ust.
- Tak w ogóle to jest Matt - powiedział Nathan - James musiał z rana jechać do San Francisco i wróci za jakieś dwie godziny. Ale dzwoniłem do niego i też jest kurwa w szoku! A ucieszył się jak diabli!
Schlebiały mi takie słowa. Przez ostatnie tygodnie marzyłam o przyjacielu, o kimkolwiek, a tu proszę - mam ich aż troje i dla każdego muszę znaczyć wyjątkowo dużo, sądząc po ich reakcjach na mój widok.
Przyjrzałam się też uważnie Mattowi - również był to wysoki brunet, jednak miał ciut krótsze, proste włosy i trochę "misiowatą" posturę. I jak to mówią starsze pokolenia - dobrze mu z oczu patrzyło.
- Miło poznać - odparłam uśmiechając się - ponownie.
Ten jednak już nic nie odpowiedział, tylko porwał mnie do góry i przerzucił sobie przez ramię. Mimowolnie zaczęłam się śmiać.
- Hahah, co ty robisz? On tak zawsze? - zapytałam Nathana.
- Oj, żebyś wiedziała, że tak.
- Popracujemy trochę nad twoją pamięcią w najbliższych dniach, to wszystko sobie przypomnisz - odparł Matt, kierując się w stronę mieszkania.
***
Kolejne dwie godziny spędziliśmy popijając Jacka Danielsa w salonie ich (naszego?) mieszkania. Było średniej wielkości, salon, standardowo znajdywał się przy wejściu. Na lewo był aneks kuchenny, na prawo łazienka i pokój Nathana i Matta, na wprost natomiast mój i Jamesa. Początkowo zdziwiłam się, że dzielę z nim pokój, jednak o nic nie pytałam. Odpowiedź miała nadejść wkrótce. Zresztą zwiedzanie pokoi też zostawiłam sobie na deser.
W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk przekręcanego klucza, a po chwili w drzwiach ukazał się długowłosy blondyn.
Znów poczułam to, co w sklepie słysząc głos Nathana. Ale czy na pewno to samo?
- Matt, chodź - szepnął Nat wstając z kanapy - zostawmy ich na chwilę.
Wstałam, by się przywitać, jednak gdy zobaczyłam z bliska jego twarz, momentalnie zbladłam i opadłam na kanapę. Przez głowę przeleciały mi dziesiątki obrazów z... własnej przeszłości. Nie były wyraźne, nie wiedziałam dokładnie o co w nich chodzi, porównałabym to wyrzuconych z pudełka puzzli, dopiero gotowych do poskładania.
- Jezu, Joy - chłopak doskoczył do mnie w mgnieniu oka - w porządku?
- Tak... - odparłam cicho - tylko gdy cię zobaczyłam... w głowie chyba otwarła mi się jakaś furtka. Widziałam jakieś niewyraźne sceny z przeszłości. Pierwszy raz odkąd wyszłam ze szpitala!
Nic nie mówiąc podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Już dobrze - powiedział szeptem, gładząc moje włosy - teraz już wszystko będzie dobrze...
Gdy ponownie spojrzałam mu w oczy, zauważyłam, że są całe czerwone. Czyżby... płakał?
- Hej, no co ty - uśmiechnęłam się, ocierając pierwszą łzę, która spłynęła po jego policzku i czując jednocześnie, że nie wiedzieć czemu moje oczy również stają się wilgotne.
Uśmiechnął się szeroko.
- Nawet nie wiesz... - zaczął - nawet nie wiesz jak się kurwa cieszę, że w końcu tu jesteś. I że wszystko wraca do jebanej normy.


c.d.n.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

8.

Ahoj (; dużo nauki mam ostatnio, więc chwilowo może to wszystko wyglądać dość nieciekawie.
Plus - chwilowo gunsi znikają z opowiadania :p
Po egzaminach wrócę ze zdwojoną siłą, obiecuję ;p

_______________________________________________________________
8.
Axl niechętnie uchylił drzwi mieszkania i wpuścił mnie do środka.
- No więc? - zagaił - czego chcesz?
- Słuchaj, odnośnie wczoraj... - zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
- Och, nie kłopocz się z opowiadaniem - burknął - Duff wpadł tu z rana najebany i pokazał mi bardzo interesującą rzecz.
To powiedziawszy wyciągnął z tylnej kieszeni jeansów polaroidowe zdjęcie, na którym leżałam przodem do Slasha, wtulając się w jego klatkę piersiową. Zdjęcie było tak zrobione, że wyglądało jakbym leżała tam naga, najpewniej po seksie. Nie wiedziałam wtedy co mam mówić.
- Wiesz jak się kurwa poczułem?! - ryknął nagle Axl przerywając niezręczną ciszę - jak kompletny kretyn. Cały dzień paplałem Duffowi o tobie, o moich planach z tobą związanych... - w tym miejscu zrobił krótką pauzę i wziął głęboki wdech - po czym on wpada tu dzisiaj i śmieje się jak pojebany, że ledwo z tobą zacząłem, a ty już mnie w trąbę robisz!
Czy ja dobrze słyszałam? Myślał o mnie poważnie? Dziwne, zważając na jego wczorajsze zachowanie.
- Słuchaj... - zaczęłam niepewnie - po pierwsze to tylko zdjęcie, ani Slash, ani ja nic nie pamiętamy, więc możliwe, że do niczego nie doszło...
- Kurwa, leżysz na nim goła i chcesz mi wmówić, że ten zboczony kutas tego nie wykorzystał?! - fuknął znowu, przerywając mi.
- Ja pierdolę, leżałam w staniku dla twojej informacji! Zresztą... Po chuj ja ci się w ogóle tłumaczę... - westchnęłam - wczoraj cały dzień miałeś mnie w dupie, SŁOWEM NIE WSPOMNIAŁEŚ - zaakcentowałam - że chcesz, żeby to do czego między nami doszło, miało jakiś ciąg dalszy... I jeszcze zostawiłeś mnie samą u Slasha!
- Byłem po koksie, spodziewałaś się, że będę myślał trzeźwo?
- Ode mnie i niego wymagasz trzeźwego myślenia, jebany hipokryto - burknęłam.
- Dobra, spierdalaj - mruknął rudowłosy - idź sobie kurwa do Slasha, albo przeruchaj kogoś jeszcze, żebyś miała różnorodność i ci w życiu nudno nie było.
Mówiąc to, otworzył drzwi i wyczekującym wzrokiem zmusił mnie do opuszczenia mieszkania. Przez moment stałam osłupiała po tym co usłyszałam, jednak po chwili, gdy już wszystko do mnie dotarło, odwróciłam się na pięcie i wybiegłam stamtąd.
Oczywiście nie udałam się do Slasha, ani do nikogo innego z zespołu. To byłaby chyba najbardziej żałosna rzecz jaką mogłam zrobić. Skręciłam w kierunku pobliskiego parku i usiadłam na pierwszej lepszej ławce.
Kilka kolejnych minut przyniosło zgrabną refleksję dotyczącą mojego aktualnego położenia: nie miałam dachu nad głową, pieniędzy, ciuchów na zmianę... I przede wszystkim osoby, u z którą mogłabym przeczekać całe to gówno, w jakie obróciło się moje życie. Pogadać, poradzić się.
Pamięci sięgającej dalej niż kilka ostatnich dni też nie miałam. Ukryłam twarz w dłoniach. Czułam, że jeszcze chwila i zacznę ryczeć jak małe dziecko. Byłam wtedy kompletnie bezsilna, sama w dużym mieście, którego nawet nie rozpoznawałam.
Przez myśli przebiegła mi jeszcze rozmowa sprzed niespełna godziny... No i masz, tyle wystarczyło - siedziałam w parku, płacząc i prawdopodobnie wyglądając z boku jak ostatnia ofiara losu. Zresztą tak też się czułam, więc większej różnicy nie ma.
- A czemu szefowa taka smutna? Stało się coś? - usłyszałam nad sobą. Podniosłam głowę, chociaż wiedziałam czego się spodziewać.
Zajebiście. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko żula, chcącego rozmawiać o moich problemach.
Klapnął koło mnie uśmiechając się szeroko. W normalnych warunkach pewnie bym nawet z nim pogadała, bo nie od dziś wiadomo, że żul żulowi nierówny i każdy może okazać się być normalnym człowiekiem.
Wtedy jednak pokręciłam jedynie przecząco głową i wstałam, kierując się cholera wie gdzie.
***
W zasadzie nie miałam żadnego pomysłu na to, gdzie się udać. Chodziłam po mieście jeszcze dobrych kilka godzin, bez większego celu. Starałam się nie myśleć o niczym, jednak proste to to nie było.
Zaczęło się ściemniać. Za nic nie chciałam spędzać sama tej nocy w tak wielkim mieście - towarzystwo bezdomnych, ćpunów, prostytutek, czy chuj wie jakich zboczeńców to ostatnia rzecz jakiej w tamtej chwili pragnęłam. Pomyślałam wtedy o przytułku. Niezbyt ciekawe rozwiązanie mojego problemu, jednak nic innego nie przychodziło mi do głowy. Poza tym byłam już tak cholernie zmęczona i zrezygnowana, że było mi wszystko jedno.
Pół godziny później, po zapytaniu kilku osób o drogę, dotarłam na miejsce. Szary, smutny budynek, z małymi oknami, w podejrzanej okolicy. Westchnęłam, nacisnęłam dzwonek i czekałam na odzew.
Po chwili drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku. Pod jej zmęczoną życiem twarzą i siateczką drobnych zmarszczek, kiedyś musiała się skrywać naprawdę piękna dziewczyna. Przywitałam się i pospiesznie wyjaśniłam swoje położenie. Uchyliła szerzej drzwi, zapraszając mnie do środka.
- Ma pani szczęście, aktualnie nie mamy kompletu ludzi - uśmiechnęła się lekko - proszę usiąść.
Klapnęłam na stołku w pokoju, który prawdopodobnie był jej gabinetem. Rozejrzałam się w około - korytarz który minęłam, ten pokój - ściany pomalowane na biało, brak szczególnych dekoracji. Przygnębiające i pozbawiające złudzeń miejsca. Podejrzewałam, że reszta pomieszczeń wygląda podobnie.
- Jest kilka zasad - odezwała się kobieta, siadając naprzeciwko mnie - na teren tego domu, nie można wnosić ani zażywać żadnych używek. Poza tym, może pani tu zostać maksymalnie 30 dni, w przypadku, gdyby przyszli nowi. Jutro też poszukamy pani tymczasowego zajęcia - im szybciej znajdzie się praca, tym szybciej stanie pani na nogi.
- Dziękuję - odparłam jedynie. Nie miałam siły dłużej rozmawiać, czułam, jak moje powieki stają się coraz cięższe. Jeszcze chwila i pewnie zasnęłabym tak jak tam siedziałam.
- Widzę, że jest pani zmęczona. Proszę iść korytarzem na lewo, do pokoju 14. Tam będzie wolne łóżko. Pościel i ręcznik znajdzie pani w szafie. W razie pytań, proszę przychodzić tu, lub szukać odpowiedzi u współłokatorek.
- Jasne, jeszcze raz dziękuję - odparłam i opuściłam pokój udając się pod wskazane miejsce.
Weszłam do środka. Było tam sześć łóżek, z czego cztery zajęte.
- Cześć - uśmiechnęłam się do dziewczyny siedzącej obok i usiadłam na tym znajdującym się pod oknem.
Trzy pozostałe kobiety już spały. Ja też nie mogłam się już doczekać, kiedy przyłożę głowę do poduszki.
- Witaj - szepnęła cicho.
Podeszłam do szafy i wyjęłam pościel. Nie miałam ochoty na prysznic, sen zbliżał się wielkimi krokami.
- Chętnie bym pogawędziła, ale miałam ciężki dzień - zwróciłam się do owej dziewczyny, podczas ścielenia łóżka.
- Jasne, nie ma sprawy - odparła - jutro też jest dzień.
Rozebrałam się i wskoczyłam pod kołdrę. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

środa, 23 stycznia 2013

7.

Hej Wam.
Początek tej części jest dosyć denny, bo nie miałam pomysłu jak to rozwinąć, potem się rozkręca nieco. Tak myślę =) miłego.
__________________________________________________________

7.
Gdy obudziłam się następnego dnia, Axla już koło mnie nie było. Usłyszałam za to jakieś rozmowy w salonie, więc pomyślałam, że to pewnie członkowie zespołu znów przesiadują u niego od rana. Wstałam więc i udałam się do łazienki. Po krótkim prysznicu, wskoczyłam w szorty i koszulę rudowłosego, po czym wyszłam do nich się przywitać.
- Siema wszystkim!
- O, jest i nasza Śpiąca Królewna - uśmiechnął się Slash - witamy, witamy i na wino zapraszamy! - mówiąc to zrobił mi miejsce na kanapie obok siebie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu - rzeczywiście, jeszcze nie było południa, a stół cały zawalony był butelkami. Dym papierosowy był tak gęsty, że można by go nożem kroić. Westchnęłam i klapnęłam obok Włochatego, sięgając jednocześnie po fajkę. Axl odkręcił jedno wino, podając mi je. W sumie niewiele się odzywał, nieszczególnie też starał się być blisko mnie, wywnioskowałam więc że wczorajsze wydarzenie mogę uznać jedynie za przyjemny epizod.
Po kilku godzinach wspólnego picia i wesołych pogawędek, Duff podniósł się z kanapy i chwiejnym krokiem podszedł do okna.
- Może pójdziemy na miasto? - zapytał - Dość mam siedzenia w chałupie.
Przysypiający lekko Steven, natychmiast się pobudził.
- Jasne, chodźmy! - krzyknął z uśmiechem na ustach.
- Też jestem za - odparł Slash bawiąc się papierosem.
- Nicky, Axl?
- Ja tam mogę iść - rzuciłam - Zawsze to jakaś odmiana.
Axl również skinął głową.
Wszyscy spojrzeliśmy na milczącego dotąd Izziego.
- Stary, chcesz czy nie chcesz, demokracja - Axl poklepał go po ramieniu.
- Whatever - mruknął ten jedynie.
Poszłam zmienić koszulkę i zabrać ze sobą ramoneskę do sypialni i już kilka minut później, cała nasza szóstka dumnie kroczyła ulicami skąpanego w słońcu Miasta Aniołów.

Nie minęło nawet pół godziny, gdy siedzieliśmy już w Roxy, popijając piwo i whiskey. Z uwagi na wczesną porę, w klubie nic szczególnego się nie działo, toteż po kilku kolejkach chłopakom znów zaczęło się nudzić. W środku siedzieliśmy tylko my, trzy osoby przy drugim stoliku i obsługa. Muzyka tego dnia też była wyjątkowo gówniana. W pewnym momencie Duff pochylił się w stronę Axla i szepnął mu coś na ucho.
- Słuchajcie, my lecimy na chwilę na miasto, musimy coś załatwić - odezwał się Rudy - idźcie może do Slasha, będziemy tam do godziny czasu.
Następnie obaj wstali i skierowali się w stronę wyjścia. My, nie mając lepszej alternatywy poszliśmy w ich ślady, udając się do mieszkania Slasha.
Gdy weszliśmy do środka, rozejrzałam się uważnie, ponieważ to było dla mnie nowe miejsce. Układ pokoi wyglądał bardzo podobnie do gniazdka Axla: salon z kuchnią, łazienka i sypialnia. Ściany dziennego pokoju były pomalowane na szaro, z wieloma różnymi rysunkami i kolorowymi graffiti.
- Wooow - westchnęłam z uznaniem - sam to narysowałeś?
- Yup - odrzekł i dumnie wyparł klatę do przodu - wszystko co tu widzisz.
- Naprawdę godne uznania.
- Okładkę do naszej płyty też miał ciul zaprojektować, to wiecznie mu coś w tym przeszkadza - mruknął Steven.
- Oj już, japa. Spieszy nam się gdzieś? Wydawnictwo się opierdala gorzej niż ja.
Usiedliśmy wszyscy na kanapach i gadaliśmy jeszcze chwilę o jakichś pierdołach. Niedługo potem w drzwiach pojawili się Axl z Duffem, uśmiechnięci od ucha do ucha.
- A co wy tacy szczęśliwi? - zapytałam.
- Eeech, bo życie jest fascynujące - odparł Duff.
No tak, prawdopodobnie coś brali. I prawdopodobnie była to kokaina, sądząc po tym, że z tego co zdążyłam zaobserwować, lekkie narkotyki już ich nie cieszą. Liczy się tylko koka i hera, a po tej drugiej raczej nie byliby tak pobudzeni.
- Dobra chuje, przyznawać się, co tam dobrego macie - odezwał się do tej pory milczący Izzy.
- Właśnie kurwa, Bóg kazał się dzielić! - ryknął Steven.
- Przecie wam nie bronię, Jezu - Duff podszedł do stolika i wyłożył towar na blat.
Izzy, nareszcie trochę ożywiony, potarł dłonie uśmiechając się szeroko.
Rozsypali wszystko w równe kreski, po czym Slash podał mi zwinięty banknot.
- Panie przodem.
- Dzięki, tym razem sobie odpuszczę - rzuciłam - po ostatnim chwilowo mam dość.
- Jesteś pewna? - zapytał Duff - dzisiejszy stuff jest naprawdę godny.
- Powiedziała, że nie, więc daj jej spokój - odparł Axl.
W sumie... Cholera, trochę byłam na niego wkurwiona. Kiedy ja nie chciałam dzień wcześniej gadać o tym co zaszło, to był wielce obrażony, a dziś sam unika tematu, a na dodatek mam wrażenie, że mnie unika. Świetnie kurwa. Jeszcze dragów mi tu do pełni szczęścia brakowało. Nie mam nic przeciwko ćpaniu, ale naprawdę nie miałam ochoty brać tego dnia, a oglądanie piątki zaćpanych gości w jednym pomieszczeniu to nie był szczyt moich marzeń.
Po niespełna dwóch godzinach spędzonych w tym towarzystwie, nadal pijąc, poczułam senność.
- Slash, masz coś przeciwko, żebym zdrzemnęła się u ciebie?
- Nie, coś ty! Sypialnia należy do ciebie!
Mówiąc to wskazał na czarne drzwi naprzeciwko wejściowych. Weszłam do środka. Moim oczom ukazał się rząd czterech gitar, duże łóżko z czerwoną pościelą, półka pełna książek... I oczywiście wspaniałe bazgroły na ścianach. Koleś naprawdę miał talent - to trzeba mu było przyznać. Nie miałam jednak siły na większe zachwyty, niesamowicie chciało mi się spać. Ściągnęłam bluzkę i w samych szortach i staniku wskoczyłam pod kołdrę.

***
Otwierając oczy następnego poranka, czułam obejmującą mnie od tyłu rękę. Uśmiechnęłam się, myśląc, że to Axl. Odwróciłam się w jego stronę i w następstwie tego co zobaczyłam, dosłownie spadłam z hukiem z łóżka.
- Co jest do kurwy nędzy?! - wrzasnęłam - co ty tutaj robisz?!
Koło mnie znajdował się zdezorientowany i rozbudzony już Slash. Popatrzył na mnie z miną osoby która nie ma zielonego pojęcia co się działo dnia wczorajszego. Podniósł się na łóżku, popatrzył na mnie i już miał się odezwać, gdy na jego twarzy pojawił się rozbrajający uśmiech. No tak, stałam przed nim w samym staniku. Szybko porwałam więc koc i szczelnie się nim owinęłam.
- Dobra... - zaczęłam spokojniej - możesz mi kurwa powiedzieć, co się wczoraj działo?
- A żebym to ja wiedział - odparł odpalając papierosa - nawet nie pamiętam jak się tu znalazłem.
- Gdzie Axl? - zmieniłam temat.
- Cholera go wie.
Po chwili jednak przyjrzał mi się badawczo.
- Ej... Wy kręcicie ze sobą, czy coś?
- Nie... to znaczy nie wiem - odparłam. Przedwczoraj po powrocie z parku sprawy przybrały niespodziewany obrót...
- Przespałaś się z nim! - przerwał mi.
Kiwnęłam potwierdzająco głową.
- Hah, kurwa, wiedziałem - uśmiechnął się - ta ruda małpa od początku miała na ciebie niezłą chrapkę.
- Taa... może. A nie uważasz, że TO komplikuje całą sprawę? - zapytałam - mówiąc 'to' mam na myśli wczorajszą noc.
Slash miał minę, jakby w końcu coś do niego dotarło.
- O kurde - jęknął - no to Wiewiór mnie zajebie.
- Czyli do czegoś między nami doszło?
- Nicky, kurwa nie wiem - odparł - zmieszałem koks z wódą, ty też nie do końca ogarniałaś wczoraj... Ale ty jeszcze nie wiesz jaki jest Axl.
- Co masz na myśli?
- Jak upatrzy sobie jakąś dupę... To znaczy kobietę - poprawił się szybko - to jemu mała aluzja wystarczy, żeby wystrzelać drugiego po pysku. Jednym słowem... Mam przejebane.
- Dobra, nie ma co gdybać, idziemy do niego - wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać.
- Hohoooo - zawył - mowy kurwa nie ma. Ja się tam przez najbliższy czas nie pokazuję.
- Whatever, jak chcesz - rzuciłam i skierowałam się w stronę wyjścia - to na razie.
- Powodzenia - mruknął na pożegnanie.

***
Idąc do mieszkania Axla miałam pewne obawy. A może raczej złe przeczucia. Mój krok stawał się coraz wolniejszy, im bliżej celu byłam. W głowie miałam miliony myśli, a sama sobie plułam w brodę, za swoją nieodpowiedzialność.
Samo dojście z klatki do drzwi mieszkania zajęło mi dobre parę minut.
Z ciężkim sercem, które nagle postanowiło zacząć napierdalać w ekspresowym tempie, powodując przyspieszony nerwowy oddech, nacisnęłam dzwonek i czekałam.
W tamtym momencie chyba zdałam sobie sprawę, że musi mi zależeć na tym rudym głupku, skoro emocje powodują takie reakcje fizyczne. Nie miałam jednak możliwości zastanowienia się nad tym dłużej, ponieważ drzwi się otwarły.
Chyba nie taki widok chciałam zobaczyć.
Naprzeciw mnie stał Axl. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego, kolor twarzy - który zmienił się na ciemnoczerwony - również.
- Czego kurwa chcesz? - mruknął na dzień dobry.
"Noo... to zapowiada się ciekawa rozmowa" pomyślałam w duchu, a kamień wiszący na moim serduchu spowodował, że prawdopodobnie miałam je już w okolicach żołądka.
- Mogę wejść? - zapytałam spuszczając głowę.


c.d.n.