środa, 6 lutego 2013

10.


Hah, wracam po długiej przerwie.
Rozdział trochę nudnawy i mało akcji, ale obiecuję, że w następnym nastąpi zmiana i będzie się działo :D
I zmieniłam imię jednego z bohaterów, z Davida zrobił się Nathan :D
Miłego!
__________________________________________________________

10.


Kolejne godziny rozmów przyniosły mi wiele odpowiedzi na które liczyłam. Między innymi na to, dlaczego mój umysł tak intensywnie zareagował na widok Jamesa. Okazało się bowiem, że pomimo, iż od dziecka przyjaźniłam się z całą trójką, to on zawsze był mi najbliższy - każde ferie, wakacje spędzaliśmy razem, w szkole, po szkole - papużki nierozłączki można by rzec. Nawet byliśmy razem rok wcześniej. Nie wyszło, jednak - paradoksalnie - to tylko wzmocniło więź między nami.
Siedzieliśmy wszyscy w salonie do białego rana popijając różne trunki i gadając dosłownie o wszystkim. Zadawałam oczywiście mnóstwo pytań, a oni cierpliwie udzielali wyczerpujących odpowiedzi. Mimo, iż pamięć spektakularnie mi nie wróciła, to powoli zaczęłam sobie wszystko porządkować w głowie.
Około 5 rano James wstał z kanapy.
- Okay, Joy - zwrócił się do mnie - idziemy spać?
Kiwnęłam głową i powoli zebrałam się z fotela. Nathan z Mattem również wstali, dali mi buziaka i ruszyli w kierunku swojego pokoju.
Ja z Jamesem również dzieliliśmy średniej wielkości kwadrat. Weszłam do środka i zobaczyłam jedno, podwójne łóżko.
Chłopak widząc moje zdziwione spojrzenie, pospieszył z wyjaśnieniem.
- No tak, wprowadzając się do tego mieszkania, mieliśmy dwa pokoje do wyboru i tylko 3 łóżka - zaczął - a Nathan z Mattem by się w życiu nie zgodzili na dzielenie jednego.
- Ach, whatever - machnęłam ręką i runęłam na wyrko jak długa.
James ściągnął koszulkę i zrobił to samo.
Taak - pomyślałam - to zdecydowanie był długi i zwariowany dzień. Dzień, który zmienił wszystko o 180 stopni. Lekko pijana i niezmiernie szczęśliwa zamknęłam oczy i uśmiechnęłam się sama do siebie.
Nic już nie mówiąc, blondyn przyciągnął mnie do siebie i uwięził w swoich ramionach.
- To też jakaś tradycja? - szepnęłam nie otwierając oczu.
- Poniekąd - odparł i pocałował mnie w czoło - lubisz tak spać. Dobranoc.
- Dobranoc - powiedziałam i wtuliłam się w jego klatkę piersiową.

Obudziłam się późnym popołudniem.
O dziwo w tej samej pozycji, w której zasypiałam. Podniosłam głowę i spojrzałam na Jamesa.
- Dzień dobry, śpiochu - uśmiechnął się.
- Cześć - wychrypiałam - długo już nie śpisz?
- Z godzinę.
- O jaa, to trzeba było mnie obudzić - westchnęłam i stoczyłam się na drugą połowę łóżka - i jeszcze mi powiedz, że gapiłeś się jak pochrapuję.
- Bo to pierwszy raz - wystawił język i uśmiechnął się łobuzersko.
- Mam nadzieję, że się nie ślinię przez sen - odparłam.
- Głodna? - zmienił temat.
- Nie, ale zapaliłabym.
- To czekaj chwilę - rzucił i wyszedł z łóżka kierując się w stronę salonu.
Zmieniłam pozycję na siedzącą i w ciągu kilkunastu sekund uderzył mnie ostry kac.
- Ja pierdolę - jęknęłam - to był ostatni raz, kiedy piłam.
- Ta, zawsze kurwa obiecujesz, obiecujesz, a potem chlejesz najwięcej z naszych zapasów - do pokoju wrócił uśmiechnięty James. W ręku trzymał grubego jointa - buszka śmierdziuszka? - zapytał.
- Wszystko lepsze niż alkohol - rzuciłam i zaciągnęłam się porządnie.
Delektując się wspólnie wypalanym zielskiem, rozejrzałam się po pokoju. Przed zaśnięciem nieszczególnie mi się chciało, teraz jednak wyłapywałam wszystko ze szczegółami.
Ściany były biało-czerwono-czarne. Pomalowane w awangardowym stylu. Podłogę pokrywał szary, puchaty dywan. Na jednej ze ścian wisiały 4 gitary: klasyczna, akustyczna, basowa i elektryczna, dość oldskulowa.
- Twoje, czy moje? - zapytałam wskazując na nie palcem.
- Trzy twoje, bas mój. Przyjrzyj się tej elektrycznej, dude.
- Gibson. Les Paul... - z początku nie wiedziałam o co chodzi - O KURWA! - ryknęłam nagle.
Na gitarze widniał autograf nikogo innego, jak samego Hendrixa.
- Ja jebię, ale jak?!
- Bo widzisz, były czasy, kiedy nasi starzy nie byli jeszcze do bólu pierdolnięci i zdarzało im się zrobić coś sensownego - odparł i ponownie się zaciągnął.
- Nie wierzę... - szepnęłam - Slash posrałby się na stojąco!
- Kto?
- Ach... ziomek, którego poznałam po opuszczeniu szpitala. Długa historia.
- Zamieniam się w słuch.
Westchnęłam i streściłam mu całą historię.
- Ten rudy skurwiel, to nieźle się zachował - burknął po chwili milczenia - jakbym go spotkał, to bym mu zajebał.
- A, daj spokój - machnęłam ręką - było, minęło, nie ma co wspominać.
Rozsiadłam się wygodniej i kontynuowałam podziwianie wspólnego dobytku.
Na równoległej ścianie wisiało mnóstwo zdjęć. Zioło otumaniło mnie już trochę i nie chciało mi się wstawać, jednak ciekawość zwyciężyła. Zwlokłam się powoli z łóżka i podeszłam do tego kolorowego kolażu. Na większości zdjęć byłam ja z chłopakami i z innymi ludźmi. Patrząc na niektóre zdjęcia, miałam wrażenie, że zaczynam kojarzyć pewne fakty, jednak wszystko było do tego stopnia niewyraźne, że nawet o tym nie wspomniałam na głos. Gdy skończyłam oglądać, mój wzrok skupił się na saksofonie leżącym w kącie.
- A to czyje?
- No twoje też. Coś tam starałaś się tworzyć na tym.
- Długo?
- A będzie ze trzy lata. W porównaniu z gitarą, to chuj, bo na niej trzaskasz już od podstawówki.
Przez chwilę miałam ochotę coś zagrać, jednak James przywołał mnie do łóżka, odpalając kolejnego jointa.
Machnęłam więc na to ręką i wróciłam na wyrko. Mebli mieliśmy stosunkowo niewiele - tylko duża szafa, regał z książkami, niski czarny stolik i jedna nocna szafka.
Na regale, obok książek zauważyłam aparat fotograficzny. Nim jednak zdążyłam otworzyć usta, James widząc mój wzrok skupiony na przedmiocie, rzucił:
- Taa, to też twoje. Pracowałaś przed wypadkiem dla jakiegoś pisemka. To znaczy, foty strzelałaś.
- O kurwa - jęknęłam z nadzieją w głosie - to może uda mi się odzyskać tę fuchę?
- Szansa jest - odparł - byli z ciebie zadowoleni. Jutro dam ci namiary.
- Okay, dzięki. Ej, teraz to zgłodniałam - zmieniłam temat konwersacji, powoli zaczynając czuć ostrą gastrofazę.
- A w lodówce pustki - odparł smutno - więc albo czekamy, aż Matt z Nathanem wrócą, licząc, że coś kupią, albo wychodzimy.
- Ciężka sprawa... - westchnęłam - masz coś jeszcze? - dodałam wskazując wzrokiem, że chodzi mi o trawę.
- Ile chcesz, przecież sami hodujemy.
Zrobiłam wielkie oczy.
- No nie mów, że nie zauważyłaś tych pięknych kwiatów stojących w salonie - zaśmiał się.
- Oj no... Dużo się wczoraj działo. To daj mi 5 minut, zmienię ciuchy i idziemy - powiedziałam i niechętnie się podniosłam.
- A potem lokujemy się tutaj i już nie wychodzimy, prawda? - zapytał błagalnym tonem.
- Miałam proponować dokładnie to samo.

Paręnaście minut później byliśmy już w drodze do sklepu. Szliśmy powolnym krokiem, cały czas śmiejąc się z różnych (w większości w ogóle nieśmiesznych) rzeczy.
Zrobiliśmy duże zakupy, co by nam niczego nie zabrakło. Gdy kierowaliśmy się w stronę wyjścia usłyszałam krzyk:
- Nicky?! Nicky, kurwa zaczekaj!
Zamarłam, jeszcze zanim zdążyłam się odwrócić. Doskonale wiedziałam, do kogo należy ten głos.


c.d.n.

5 komentarzy:

  1. Ooo jak miło, że spotkała swoich znajomych i dobrze się czuje w ich towarzystwie :)autograf Hendrixa??? Really?:D:D szczęściara...mam nadzieję, że ten głos co ją wołał należy do któregoś z Gunsów :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. gunsów, gunsów :D któż inny nazywałby ją per "Nicky" :D

      Usuń
  2. Zapraszam na nowy rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ... A tu Axl XD

    dobrze jest, nie gadaj głupot ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. wkręciłam się... niech wrócą GUNSI!!! :D

    OdpowiedzUsuń