wtorek, 29 stycznia 2013

9.


9.

Minęło trochę czasu. Dziewczyna, którą poznałam pierwszego dnia, okazała się całkiem miłą osobą, a rozmowa z nią trochę pomogła mi oderwać myśli od całego tego syfu. Poza tym, generalnie rozmowa z ludźmi którzy również z różnych powodów stracili wszystko, w pewnym sensie podnosiła mnie na duchu. Gdy ma się do czynienia z człowiekiem będącym w podobnej sytuacji, na życiowym zakręcie, przestaje się mieć poczucie, że Bóg tylko nas nienawidzi.
Tęskniłam trochę za Axlem. W sumie... bardzo, nie tylko trochę. Za nimi wszystkimi, mimo iż znaliśmy się tylko kilka dni. Zdawałam sobie jednak sprawę, że pewnie już nigdy się nie zobaczymy i powoli starałam się przywyknąć do tej myśli i skupić na tym, żeby zacząć żyć na jakimś cywilizowanym poziomie.
Niespełna tydzień po moim przybyciu do schroniska, udało mi się zdobyć pracę w małym sklepie muzycznym. Właścicielem był sympatyczny pan w średnim wieku, o nazwisku Walters. Pracowałam codziennie, po 8 lub 10 godzin. Chciałam przez pierwsze dwa tygodnie zarobić wystarczająco dużo, by móc wynająć jakiś skromny pokój i wynieść się z miejsca w którym dane mi było mieszkać. Mimo, iż większość tych ludzi była w porządku, najbardziej pragnęłam wtedy spokoju i własnego kąta. W pewnym sensie mieszkanie na czyjś koszt godziło w moją dumę i nie czułam się z tym najlepiej.

Pewnej niedzieli siedziałam znudzona w sklepie. Ruch był tego dnia niewielki, więc wzięłam jedną z gitar przeznaczonych na sprzedaż i zaczęłam brzdękać na niej w jakimś kącie, siedząc tyłem do wejścia. Nic też dziwnego, że nie zauważyłam, że ktoś wszedł do środka.
- Przepraszam, mogłaby mi pani pomóc dobrać struny do gitary? Niedawno zacząłem grać i jeszcze nie ogarniam tego chujostwa - usłyszałam za sobą męski głos i nie wiedzieć czemu, przeszedł mnie dreszcz. Myśl błyskawica, na pewno nie znałam jego właściciela, jednak z jakiegoś względu, zrobiło mi się gorąco.
Powoli odwróciłam głowę i spojrzałam na wysokiego chłopaka stojącego przede mną. Gdy to zrobiłam, ten zrobił wielkie oczy i wypuścił gitarę z ręki.
- To... to ty? - wyjąkał jedynie.
Patrzył na mnie całkiem przystojny, wysoki brunet, o długich, kręconych włosach i niebieskich oczach.
Nie wiedziałam o co chodzi, jednak dziwnie się czułam patrząc na niego. Nie zdąrzyłam jednak pomyśleć nad konkretną reakcją, ani nawet odpowiedzieć, ponieważ w jednej chwili doskoczył do mnie i zaczął mnie ściskać.
- Kurwa mać! Nie wierzę, że się znalazłaś! - niemal wrzasnął mi do ucha.
Odsunęłam go od siebie na mały dystans.
- Czekaj, czekaj - zaczęłam zmieszana - chcesz mi powiedzieć, że my się znamy?
- Kurde, Joy, to jakiś żart?
- Joy?
- No tak masz na imię - odparł wyraźnie zdezorientowany - no nie rób mnie w balona, za długo cię znam, by cię z kimś pomylić!
- Ok, usiądź - postawiłam koło niego krzesło - po kolei... Ponad półtorej miesiąca temu miałam wypadek. Nic nie pamiętam... Więc jeśli jesteś mi w stanie powiedzieć o co chodzi i czy się znamy, to byłyby dla mnie niezwykle cenne informacje - odparłam. Zdałam sobie sprawę, co może oznaczać to spotanie. Miliony myśli kłębiły się w mojej głowie, zaczęłam się trząść, a słowa ledwie przechodziły mi przez gardło.
- O kurwa... - szepnął - poważnie mówisz?
Kiwnęłam twierdząco głową.
- Dziewczyno... Znamy się od lat. Ba, mieszkamy razem - zaczął opowieść - masz na imię Joyeeta, razem z nami mieszka jeszcze dwoje naszych przyjaciół. Wszyscy znamy się od dziecka... Kurwa, nie wiem co mam mówić, jestem w szoku! - przerwał nagle.
- Ty jesteś w szoku... - westchnęłam - pomyśl jak ja się teraz czuję.
- To co zrobimy? Wrócisz ze mną do domu? Wszystkie twoje rzeczy nie były dotkięte, odkąd... - urwał - odkąd zniknęłaś.
- Wooo, woo... powoli - ostudziłam zapędy bruneta - może najpierw mi się przedstawisz?
- Jestem Nathan. Razem z nami mieszkają jeszcze James i Matt.
- Skoro się znamy, to dlaczego mnie nie szukaliście, gdy zniknęłam? - zapytałam.
- Szukaliśmy, oczywiście, że szukaliśmy - odparł - obdzwoniliśmy wszystkie szpitale i posterunki policji. Ale skoro nie miałaś przy sobie dokumentów, to by wiele wyjaśniało.
- W sumie racja... - szepnęłam odpalając papierosa. Nadal trzęsły mi się ręce - cholera, przez ostatnie tygodnie marzyłam o tym, żeby spotkać kogoś kogo znam, a teraz nie wiem... mam w głowie jebany mętlik. I nie wiem jak się zachować - rzuciłam miętosząc szluga w dłoni.
- Nie dziwię ci się - odparł - gdzie w ogóle teraz mieszkasz?
- W schronisku dla bezdomnych.
- Pierdolisz?!
- Poważnie.
- To dziewczyno, nawet mnie nie denerwuj, tylko wracaj ze mną!
- W sumie to najlepsza opcja - powiedziałam - chciałabym spotkać resztę towarzystwa. Ach! - walnęłam się w czoło, przypominając sobie, że nie zapytałam o jedną z najistotniejszych rzeczy - a moi rodzice? Jakaś rodzina?
- Ech... - westchnął - właściwie to my jesteśmy twoją rodziną. Nasi rodzice, to znaczy twoi, moi, Matta i Jamesa, to bogate snoby, generalnie to mają nas w dupie. Kariera i te sprawy - spuścił wzrok, po czym wywnioskowałam, że chce uciąć ten wątek.
Zamurowało mnie na moment. Nie takiej odpowiedzi oczekiwałam.
- Ale chyba wiedzą, co się stało?
- Joy, w przeszłości wszyscy narobiliśmy trochę gówna w naszych życiorysach. Opowiem ci o tym, ale to dłuższy temat, nie ten czas ani miejsce - odparł - nie utrzymujemy z nimi kontaktu.
Kiwnęłam głową ze zrozumieniem, chociaż tak naprawdę, to chuja rozumiałam. Ciekawiło mnie co takiego musiało się wydarzyć, jednak póki co nie drążyłam tematu. Widać było, że dla niego też nie jest to łatwa rozmowa.
- Okay... To zbieramy się? - zapytał Nathan wstając z krzesła.
- Muszę tu zostać jeszczeee... - spojrzałam na duży zegar wiszący nad drzwiami wejściowymi - godzinę. Ale możesz wrócić sam i streścić reszcie całą sytuację, żeby większego zaskoczenia nie było - odparłam - tylko zapisz mi adres i zaraz po pracy się zjawię.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
- Dobra, to daj jakiś papier i długopis.
Zapisał mi adres na kartce, po czym popatrzył na mnie.
- Mogę cię jeszcze raz wyściskać? - uśmiechnął się - cholernie się stęskniłem.
- Jasne, chodź.
Przytulił mnie więc i staliśmy tak spleceni jeszcze kilka chwil. W końcu oderwał się ode mnie i skierował w stronę wyjścia.
- Do zobaczenia w takim razie! - rzucił na pożegnanie.
- Pa! - odkrzyknęłam i opadłam na krzesło.
Kto by pomyślał, że sprawy tak się potoczą? Wszystko zaczynało się powoli układać, a ja miałam ochotę zacząć skakać z radości. Nie mogłam się też doczekać, aż będę mogła zamknąć tę cholerną budę i iść na spotkanie z resztą przyjaciół.
Po godzinie w końcu mogłam opuścić sklep. Nie chcąc tracić już więcej czasu, wezwałam taksówkę i wskazałam kierowcy zapisany na świstku papieru adres.
Dziesięć minut później byłam już na miejscu.
- Jooooy! - usłyszałam za plecami, gdy tylko opuściłam pojazd. Odwróciłam się i zobaczyłam dwóch młodych mężczyzn biegnących w moim kierunku. Jednym z nich był Nathan, kim był drugi nie miałam pojęcia, bo ostatecznie miało ich być troje.
Chwilę później byli już obok, niemal dusząc mnie swoimi uściskami. W tamtym momencie byłam tak szczęśliwa, że zabrakło mi słów. Poczułam na swoim policzku łzę, którą pospiesznie otarłam. Uśmiech też nie schodził mi z ust.
- Tak w ogóle to jest Matt - powiedział Nathan - James musiał z rana jechać do San Francisco i wróci za jakieś dwie godziny. Ale dzwoniłem do niego i też jest kurwa w szoku! A ucieszył się jak diabli!
Schlebiały mi takie słowa. Przez ostatnie tygodnie marzyłam o przyjacielu, o kimkolwiek, a tu proszę - mam ich aż troje i dla każdego muszę znaczyć wyjątkowo dużo, sądząc po ich reakcjach na mój widok.
Przyjrzałam się też uważnie Mattowi - również był to wysoki brunet, jednak miał ciut krótsze, proste włosy i trochę "misiowatą" posturę. I jak to mówią starsze pokolenia - dobrze mu z oczu patrzyło.
- Miło poznać - odparłam uśmiechając się - ponownie.
Ten jednak już nic nie odpowiedział, tylko porwał mnie do góry i przerzucił sobie przez ramię. Mimowolnie zaczęłam się śmiać.
- Hahah, co ty robisz? On tak zawsze? - zapytałam Nathana.
- Oj, żebyś wiedziała, że tak.
- Popracujemy trochę nad twoją pamięcią w najbliższych dniach, to wszystko sobie przypomnisz - odparł Matt, kierując się w stronę mieszkania.
***
Kolejne dwie godziny spędziliśmy popijając Jacka Danielsa w salonie ich (naszego?) mieszkania. Było średniej wielkości, salon, standardowo znajdywał się przy wejściu. Na lewo był aneks kuchenny, na prawo łazienka i pokój Nathana i Matta, na wprost natomiast mój i Jamesa. Początkowo zdziwiłam się, że dzielę z nim pokój, jednak o nic nie pytałam. Odpowiedź miała nadejść wkrótce. Zresztą zwiedzanie pokoi też zostawiłam sobie na deser.
W pewnym momencie usłyszeliśmy dźwięk przekręcanego klucza, a po chwili w drzwiach ukazał się długowłosy blondyn.
Znów poczułam to, co w sklepie słysząc głos Nathana. Ale czy na pewno to samo?
- Matt, chodź - szepnął Nat wstając z kanapy - zostawmy ich na chwilę.
Wstałam, by się przywitać, jednak gdy zobaczyłam z bliska jego twarz, momentalnie zbladłam i opadłam na kanapę. Przez głowę przeleciały mi dziesiątki obrazów z... własnej przeszłości. Nie były wyraźne, nie wiedziałam dokładnie o co w nich chodzi, porównałabym to wyrzuconych z pudełka puzzli, dopiero gotowych do poskładania.
- Jezu, Joy - chłopak doskoczył do mnie w mgnieniu oka - w porządku?
- Tak... - odparłam cicho - tylko gdy cię zobaczyłam... w głowie chyba otwarła mi się jakaś furtka. Widziałam jakieś niewyraźne sceny z przeszłości. Pierwszy raz odkąd wyszłam ze szpitala!
Nic nie mówiąc podszedł do mnie i mocno mnie przytulił.
- Już dobrze - powiedział szeptem, gładząc moje włosy - teraz już wszystko będzie dobrze...
Gdy ponownie spojrzałam mu w oczy, zauważyłam, że są całe czerwone. Czyżby... płakał?
- Hej, no co ty - uśmiechnęłam się, ocierając pierwszą łzę, która spłynęła po jego policzku i czując jednocześnie, że nie wiedzieć czemu moje oczy również stają się wilgotne.
Uśmiechnął się szeroko.
- Nawet nie wiesz... - zaczął - nawet nie wiesz jak się kurwa cieszę, że w końcu tu jesteś. I że wszystko wraca do jebanej normy.


c.d.n.

poniedziałek, 28 stycznia 2013

8.

Ahoj (; dużo nauki mam ostatnio, więc chwilowo może to wszystko wyglądać dość nieciekawie.
Plus - chwilowo gunsi znikają z opowiadania :p
Po egzaminach wrócę ze zdwojoną siłą, obiecuję ;p

_______________________________________________________________
8.
Axl niechętnie uchylił drzwi mieszkania i wpuścił mnie do środka.
- No więc? - zagaił - czego chcesz?
- Słuchaj, odnośnie wczoraj... - zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
- Och, nie kłopocz się z opowiadaniem - burknął - Duff wpadł tu z rana najebany i pokazał mi bardzo interesującą rzecz.
To powiedziawszy wyciągnął z tylnej kieszeni jeansów polaroidowe zdjęcie, na którym leżałam przodem do Slasha, wtulając się w jego klatkę piersiową. Zdjęcie było tak zrobione, że wyglądało jakbym leżała tam naga, najpewniej po seksie. Nie wiedziałam wtedy co mam mówić.
- Wiesz jak się kurwa poczułem?! - ryknął nagle Axl przerywając niezręczną ciszę - jak kompletny kretyn. Cały dzień paplałem Duffowi o tobie, o moich planach z tobą związanych... - w tym miejscu zrobił krótką pauzę i wziął głęboki wdech - po czym on wpada tu dzisiaj i śmieje się jak pojebany, że ledwo z tobą zacząłem, a ty już mnie w trąbę robisz!
Czy ja dobrze słyszałam? Myślał o mnie poważnie? Dziwne, zważając na jego wczorajsze zachowanie.
- Słuchaj... - zaczęłam niepewnie - po pierwsze to tylko zdjęcie, ani Slash, ani ja nic nie pamiętamy, więc możliwe, że do niczego nie doszło...
- Kurwa, leżysz na nim goła i chcesz mi wmówić, że ten zboczony kutas tego nie wykorzystał?! - fuknął znowu, przerywając mi.
- Ja pierdolę, leżałam w staniku dla twojej informacji! Zresztą... Po chuj ja ci się w ogóle tłumaczę... - westchnęłam - wczoraj cały dzień miałeś mnie w dupie, SŁOWEM NIE WSPOMNIAŁEŚ - zaakcentowałam - że chcesz, żeby to do czego między nami doszło, miało jakiś ciąg dalszy... I jeszcze zostawiłeś mnie samą u Slasha!
- Byłem po koksie, spodziewałaś się, że będę myślał trzeźwo?
- Ode mnie i niego wymagasz trzeźwego myślenia, jebany hipokryto - burknęłam.
- Dobra, spierdalaj - mruknął rudowłosy - idź sobie kurwa do Slasha, albo przeruchaj kogoś jeszcze, żebyś miała różnorodność i ci w życiu nudno nie było.
Mówiąc to, otworzył drzwi i wyczekującym wzrokiem zmusił mnie do opuszczenia mieszkania. Przez moment stałam osłupiała po tym co usłyszałam, jednak po chwili, gdy już wszystko do mnie dotarło, odwróciłam się na pięcie i wybiegłam stamtąd.
Oczywiście nie udałam się do Slasha, ani do nikogo innego z zespołu. To byłaby chyba najbardziej żałosna rzecz jaką mogłam zrobić. Skręciłam w kierunku pobliskiego parku i usiadłam na pierwszej lepszej ławce.
Kilka kolejnych minut przyniosło zgrabną refleksję dotyczącą mojego aktualnego położenia: nie miałam dachu nad głową, pieniędzy, ciuchów na zmianę... I przede wszystkim osoby, u z którą mogłabym przeczekać całe to gówno, w jakie obróciło się moje życie. Pogadać, poradzić się.
Pamięci sięgającej dalej niż kilka ostatnich dni też nie miałam. Ukryłam twarz w dłoniach. Czułam, że jeszcze chwila i zacznę ryczeć jak małe dziecko. Byłam wtedy kompletnie bezsilna, sama w dużym mieście, którego nawet nie rozpoznawałam.
Przez myśli przebiegła mi jeszcze rozmowa sprzed niespełna godziny... No i masz, tyle wystarczyło - siedziałam w parku, płacząc i prawdopodobnie wyglądając z boku jak ostatnia ofiara losu. Zresztą tak też się czułam, więc większej różnicy nie ma.
- A czemu szefowa taka smutna? Stało się coś? - usłyszałam nad sobą. Podniosłam głowę, chociaż wiedziałam czego się spodziewać.
Zajebiście. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko żula, chcącego rozmawiać o moich problemach.
Klapnął koło mnie uśmiechając się szeroko. W normalnych warunkach pewnie bym nawet z nim pogadała, bo nie od dziś wiadomo, że żul żulowi nierówny i każdy może okazać się być normalnym człowiekiem.
Wtedy jednak pokręciłam jedynie przecząco głową i wstałam, kierując się cholera wie gdzie.
***
W zasadzie nie miałam żadnego pomysłu na to, gdzie się udać. Chodziłam po mieście jeszcze dobrych kilka godzin, bez większego celu. Starałam się nie myśleć o niczym, jednak proste to to nie było.
Zaczęło się ściemniać. Za nic nie chciałam spędzać sama tej nocy w tak wielkim mieście - towarzystwo bezdomnych, ćpunów, prostytutek, czy chuj wie jakich zboczeńców to ostatnia rzecz jakiej w tamtej chwili pragnęłam. Pomyślałam wtedy o przytułku. Niezbyt ciekawe rozwiązanie mojego problemu, jednak nic innego nie przychodziło mi do głowy. Poza tym byłam już tak cholernie zmęczona i zrezygnowana, że było mi wszystko jedno.
Pół godziny później, po zapytaniu kilku osób o drogę, dotarłam na miejsce. Szary, smutny budynek, z małymi oknami, w podejrzanej okolicy. Westchnęłam, nacisnęłam dzwonek i czekałam na odzew.
Po chwili drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku. Pod jej zmęczoną życiem twarzą i siateczką drobnych zmarszczek, kiedyś musiała się skrywać naprawdę piękna dziewczyna. Przywitałam się i pospiesznie wyjaśniłam swoje położenie. Uchyliła szerzej drzwi, zapraszając mnie do środka.
- Ma pani szczęście, aktualnie nie mamy kompletu ludzi - uśmiechnęła się lekko - proszę usiąść.
Klapnęłam na stołku w pokoju, który prawdopodobnie był jej gabinetem. Rozejrzałam się w około - korytarz który minęłam, ten pokój - ściany pomalowane na biało, brak szczególnych dekoracji. Przygnębiające i pozbawiające złudzeń miejsca. Podejrzewałam, że reszta pomieszczeń wygląda podobnie.
- Jest kilka zasad - odezwała się kobieta, siadając naprzeciwko mnie - na teren tego domu, nie można wnosić ani zażywać żadnych używek. Poza tym, może pani tu zostać maksymalnie 30 dni, w przypadku, gdyby przyszli nowi. Jutro też poszukamy pani tymczasowego zajęcia - im szybciej znajdzie się praca, tym szybciej stanie pani na nogi.
- Dziękuję - odparłam jedynie. Nie miałam siły dłużej rozmawiać, czułam, jak moje powieki stają się coraz cięższe. Jeszcze chwila i pewnie zasnęłabym tak jak tam siedziałam.
- Widzę, że jest pani zmęczona. Proszę iść korytarzem na lewo, do pokoju 14. Tam będzie wolne łóżko. Pościel i ręcznik znajdzie pani w szafie. W razie pytań, proszę przychodzić tu, lub szukać odpowiedzi u współłokatorek.
- Jasne, jeszcze raz dziękuję - odparłam i opuściłam pokój udając się pod wskazane miejsce.
Weszłam do środka. Było tam sześć łóżek, z czego cztery zajęte.
- Cześć - uśmiechnęłam się do dziewczyny siedzącej obok i usiadłam na tym znajdującym się pod oknem.
Trzy pozostałe kobiety już spały. Ja też nie mogłam się już doczekać, kiedy przyłożę głowę do poduszki.
- Witaj - szepnęła cicho.
Podeszłam do szafy i wyjęłam pościel. Nie miałam ochoty na prysznic, sen zbliżał się wielkimi krokami.
- Chętnie bym pogawędziła, ale miałam ciężki dzień - zwróciłam się do owej dziewczyny, podczas ścielenia łóżka.
- Jasne, nie ma sprawy - odparła - jutro też jest dzień.
Rozebrałam się i wskoczyłam pod kołdrę. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

środa, 23 stycznia 2013

7.

Hej Wam.
Początek tej części jest dosyć denny, bo nie miałam pomysłu jak to rozwinąć, potem się rozkręca nieco. Tak myślę =) miłego.
__________________________________________________________

7.
Gdy obudziłam się następnego dnia, Axla już koło mnie nie było. Usłyszałam za to jakieś rozmowy w salonie, więc pomyślałam, że to pewnie członkowie zespołu znów przesiadują u niego od rana. Wstałam więc i udałam się do łazienki. Po krótkim prysznicu, wskoczyłam w szorty i koszulę rudowłosego, po czym wyszłam do nich się przywitać.
- Siema wszystkim!
- O, jest i nasza Śpiąca Królewna - uśmiechnął się Slash - witamy, witamy i na wino zapraszamy! - mówiąc to zrobił mi miejsce na kanapie obok siebie. Rozejrzałam się po pomieszczeniu - rzeczywiście, jeszcze nie było południa, a stół cały zawalony był butelkami. Dym papierosowy był tak gęsty, że można by go nożem kroić. Westchnęłam i klapnęłam obok Włochatego, sięgając jednocześnie po fajkę. Axl odkręcił jedno wino, podając mi je. W sumie niewiele się odzywał, nieszczególnie też starał się być blisko mnie, wywnioskowałam więc że wczorajsze wydarzenie mogę uznać jedynie za przyjemny epizod.
Po kilku godzinach wspólnego picia i wesołych pogawędek, Duff podniósł się z kanapy i chwiejnym krokiem podszedł do okna.
- Może pójdziemy na miasto? - zapytał - Dość mam siedzenia w chałupie.
Przysypiający lekko Steven, natychmiast się pobudził.
- Jasne, chodźmy! - krzyknął z uśmiechem na ustach.
- Też jestem za - odparł Slash bawiąc się papierosem.
- Nicky, Axl?
- Ja tam mogę iść - rzuciłam - Zawsze to jakaś odmiana.
Axl również skinął głową.
Wszyscy spojrzeliśmy na milczącego dotąd Izziego.
- Stary, chcesz czy nie chcesz, demokracja - Axl poklepał go po ramieniu.
- Whatever - mruknął ten jedynie.
Poszłam zmienić koszulkę i zabrać ze sobą ramoneskę do sypialni i już kilka minut później, cała nasza szóstka dumnie kroczyła ulicami skąpanego w słońcu Miasta Aniołów.

Nie minęło nawet pół godziny, gdy siedzieliśmy już w Roxy, popijając piwo i whiskey. Z uwagi na wczesną porę, w klubie nic szczególnego się nie działo, toteż po kilku kolejkach chłopakom znów zaczęło się nudzić. W środku siedzieliśmy tylko my, trzy osoby przy drugim stoliku i obsługa. Muzyka tego dnia też była wyjątkowo gówniana. W pewnym momencie Duff pochylił się w stronę Axla i szepnął mu coś na ucho.
- Słuchajcie, my lecimy na chwilę na miasto, musimy coś załatwić - odezwał się Rudy - idźcie może do Slasha, będziemy tam do godziny czasu.
Następnie obaj wstali i skierowali się w stronę wyjścia. My, nie mając lepszej alternatywy poszliśmy w ich ślady, udając się do mieszkania Slasha.
Gdy weszliśmy do środka, rozejrzałam się uważnie, ponieważ to było dla mnie nowe miejsce. Układ pokoi wyglądał bardzo podobnie do gniazdka Axla: salon z kuchnią, łazienka i sypialnia. Ściany dziennego pokoju były pomalowane na szaro, z wieloma różnymi rysunkami i kolorowymi graffiti.
- Wooow - westchnęłam z uznaniem - sam to narysowałeś?
- Yup - odrzekł i dumnie wyparł klatę do przodu - wszystko co tu widzisz.
- Naprawdę godne uznania.
- Okładkę do naszej płyty też miał ciul zaprojektować, to wiecznie mu coś w tym przeszkadza - mruknął Steven.
- Oj już, japa. Spieszy nam się gdzieś? Wydawnictwo się opierdala gorzej niż ja.
Usiedliśmy wszyscy na kanapach i gadaliśmy jeszcze chwilę o jakichś pierdołach. Niedługo potem w drzwiach pojawili się Axl z Duffem, uśmiechnięci od ucha do ucha.
- A co wy tacy szczęśliwi? - zapytałam.
- Eeech, bo życie jest fascynujące - odparł Duff.
No tak, prawdopodobnie coś brali. I prawdopodobnie była to kokaina, sądząc po tym, że z tego co zdążyłam zaobserwować, lekkie narkotyki już ich nie cieszą. Liczy się tylko koka i hera, a po tej drugiej raczej nie byliby tak pobudzeni.
- Dobra chuje, przyznawać się, co tam dobrego macie - odezwał się do tej pory milczący Izzy.
- Właśnie kurwa, Bóg kazał się dzielić! - ryknął Steven.
- Przecie wam nie bronię, Jezu - Duff podszedł do stolika i wyłożył towar na blat.
Izzy, nareszcie trochę ożywiony, potarł dłonie uśmiechając się szeroko.
Rozsypali wszystko w równe kreski, po czym Slash podał mi zwinięty banknot.
- Panie przodem.
- Dzięki, tym razem sobie odpuszczę - rzuciłam - po ostatnim chwilowo mam dość.
- Jesteś pewna? - zapytał Duff - dzisiejszy stuff jest naprawdę godny.
- Powiedziała, że nie, więc daj jej spokój - odparł Axl.
W sumie... Cholera, trochę byłam na niego wkurwiona. Kiedy ja nie chciałam dzień wcześniej gadać o tym co zaszło, to był wielce obrażony, a dziś sam unika tematu, a na dodatek mam wrażenie, że mnie unika. Świetnie kurwa. Jeszcze dragów mi tu do pełni szczęścia brakowało. Nie mam nic przeciwko ćpaniu, ale naprawdę nie miałam ochoty brać tego dnia, a oglądanie piątki zaćpanych gości w jednym pomieszczeniu to nie był szczyt moich marzeń.
Po niespełna dwóch godzinach spędzonych w tym towarzystwie, nadal pijąc, poczułam senność.
- Slash, masz coś przeciwko, żebym zdrzemnęła się u ciebie?
- Nie, coś ty! Sypialnia należy do ciebie!
Mówiąc to wskazał na czarne drzwi naprzeciwko wejściowych. Weszłam do środka. Moim oczom ukazał się rząd czterech gitar, duże łóżko z czerwoną pościelą, półka pełna książek... I oczywiście wspaniałe bazgroły na ścianach. Koleś naprawdę miał talent - to trzeba mu było przyznać. Nie miałam jednak siły na większe zachwyty, niesamowicie chciało mi się spać. Ściągnęłam bluzkę i w samych szortach i staniku wskoczyłam pod kołdrę.

***
Otwierając oczy następnego poranka, czułam obejmującą mnie od tyłu rękę. Uśmiechnęłam się, myśląc, że to Axl. Odwróciłam się w jego stronę i w następstwie tego co zobaczyłam, dosłownie spadłam z hukiem z łóżka.
- Co jest do kurwy nędzy?! - wrzasnęłam - co ty tutaj robisz?!
Koło mnie znajdował się zdezorientowany i rozbudzony już Slash. Popatrzył na mnie z miną osoby która nie ma zielonego pojęcia co się działo dnia wczorajszego. Podniósł się na łóżku, popatrzył na mnie i już miał się odezwać, gdy na jego twarzy pojawił się rozbrajający uśmiech. No tak, stałam przed nim w samym staniku. Szybko porwałam więc koc i szczelnie się nim owinęłam.
- Dobra... - zaczęłam spokojniej - możesz mi kurwa powiedzieć, co się wczoraj działo?
- A żebym to ja wiedział - odparł odpalając papierosa - nawet nie pamiętam jak się tu znalazłem.
- Gdzie Axl? - zmieniłam temat.
- Cholera go wie.
Po chwili jednak przyjrzał mi się badawczo.
- Ej... Wy kręcicie ze sobą, czy coś?
- Nie... to znaczy nie wiem - odparłam. Przedwczoraj po powrocie z parku sprawy przybrały niespodziewany obrót...
- Przespałaś się z nim! - przerwał mi.
Kiwnęłam potwierdzająco głową.
- Hah, kurwa, wiedziałem - uśmiechnął się - ta ruda małpa od początku miała na ciebie niezłą chrapkę.
- Taa... może. A nie uważasz, że TO komplikuje całą sprawę? - zapytałam - mówiąc 'to' mam na myśli wczorajszą noc.
Slash miał minę, jakby w końcu coś do niego dotarło.
- O kurde - jęknął - no to Wiewiór mnie zajebie.
- Czyli do czegoś między nami doszło?
- Nicky, kurwa nie wiem - odparł - zmieszałem koks z wódą, ty też nie do końca ogarniałaś wczoraj... Ale ty jeszcze nie wiesz jaki jest Axl.
- Co masz na myśli?
- Jak upatrzy sobie jakąś dupę... To znaczy kobietę - poprawił się szybko - to jemu mała aluzja wystarczy, żeby wystrzelać drugiego po pysku. Jednym słowem... Mam przejebane.
- Dobra, nie ma co gdybać, idziemy do niego - wstałam z łóżka i zaczęłam się ubierać.
- Hohoooo - zawył - mowy kurwa nie ma. Ja się tam przez najbliższy czas nie pokazuję.
- Whatever, jak chcesz - rzuciłam i skierowałam się w stronę wyjścia - to na razie.
- Powodzenia - mruknął na pożegnanie.

***
Idąc do mieszkania Axla miałam pewne obawy. A może raczej złe przeczucia. Mój krok stawał się coraz wolniejszy, im bliżej celu byłam. W głowie miałam miliony myśli, a sama sobie plułam w brodę, za swoją nieodpowiedzialność.
Samo dojście z klatki do drzwi mieszkania zajęło mi dobre parę minut.
Z ciężkim sercem, które nagle postanowiło zacząć napierdalać w ekspresowym tempie, powodując przyspieszony nerwowy oddech, nacisnęłam dzwonek i czekałam.
W tamtym momencie chyba zdałam sobie sprawę, że musi mi zależeć na tym rudym głupku, skoro emocje powodują takie reakcje fizyczne. Nie miałam jednak możliwości zastanowienia się nad tym dłużej, ponieważ drzwi się otwarły.
Chyba nie taki widok chciałam zobaczyć.
Naprzeciw mnie stał Axl. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego, kolor twarzy - który zmienił się na ciemnoczerwony - również.
- Czego kurwa chcesz? - mruknął na dzień dobry.
"Noo... to zapowiada się ciekawa rozmowa" pomyślałam w duchu, a kamień wiszący na moim serduchu spowodował, że prawdopodobnie miałam je już w okolicach żołądka.
- Mogę wejść? - zapytałam spuszczając głowę.


c.d.n.

wtorek, 22 stycznia 2013

6.

Dobra, macie napaleńcy wątek erotyczny. Z góry uprzedzam, że nie miałam wcześniej okazji pisać niczego w tym klimacie, więc wyszło jak wyszło. Nie musicie bić, i tak chyba odpuszczę sobie pisanie o seksie bo mi nie idzie hahah :D
___________________________________________________________
6.


Przylegliśmy do siebie z taką siłą, jakbyśmy bali się, że ktoś nas rozdzieli. W tamtej chwili pragnęłam go bardziej niż wydawało mi się możliwe. Niewiele myśląc, jednym sprawnym ruchem pozbyłam się jego koszulki. Popatrzył na mnie przez moment zdezorientowany, po czym uśmiechnął się i wrócił do pocałunku.
Nie odrywając się od siebie instynktownie skierowaliśmy się w stronę sypialni. Axl zaczął rozpinać guziki mojej koszuli, następnie równie szybko pozbył się stanika. Na chwilę przerwał pocałunek i popatrzył na mnie – Boże, jesteś cudowna – szepnął mi do ucha. Przyparłam go do ściany, a następnie zaczęłam całować jego szyję, z każdą chwilą kierując się odrobinę niżej. Gdy ustami muskałam już jego podbrzusze, moje usta na ponownie powędrowały na spotkanie z jego wargami. W tym samym czasie zaczęłam rozpinać mu spodnie. Wyczułam, że przyjaciel Axla jest już w stanie gotowości. Spodnie poleciały w dół, ja natomiast przykucnęłam przy nim ponownie, ściągając mu bokserki.
Pocałowałam czubek jego penisa, a następnie pozwoliłam już działać swojej fantazji. Na zmianę wkładałam go do ust, lizałam, drażniłam końcem języka, jednocześnie obserwując jego reakcje. Wyglądał cudownie, niczym rock n'rollowy Anioł – oczy miał zamknięte, głowę odchyloną do tyłu i tak słodko zagrywał dolną wargę.
Próbowałam rozgryźć co mu się najbardziej podoba. Po paru minutach znalazłam klucz do sukcesu. Przyspieszyłam i dosłownie kilka sekund później poczułam w ustach słonawy smak.
Zadowolona z siebie podniosłam się i dałam mu cmoka w policzek. Axl osunął się na łóżko, jednocześnie szarpnął moją koszulę, sprawiając, że wylądowałam na nim.
Od razu zaczął mnie całować. Myślałam, że ma dość, ale szybko pokazał mi jak bardzo się myliłam. Mimo iż leżałam na nim, sytuacja szybko uległa zmianie i to on był na górze. Na początek zafundował mi pieszczoty górnej części ciała, zaczął całować moją szyję, chwilę późnij jego gorące usta przylgnęły do jednej moich piersi. Ssał i przygryzał na zmianę raz jedną, jak drugą, przyprawiając mnie tym samym o solidne dreszcze na całym ciele. Po chwili jego ręce powędrowały w dól. Rozpiął moje spodnie i zsunął je ze mnie. Następnie jednym ruchem zerwał pozostałą część bielizny. Patrzył w tym momencie na mnie wzrokiem jakiego wcześniej u niego nie zaobserwowałam. Właściwie nie potrafię tego logicznie wytłumaczyć. Coś na pograniczu zachwytu i obłędu.
Niewiele myśląc rozchylił mi nogi i jego głowa znalazła się w okolicach mojej łechtaczki. Wykonywał podobne manewry co ja, miałam wrażenie, że również szuka najlepszej drogi do sprawienia mi przyjemności. Kilka minut później krzyknęłam z rozkoszy, a moje ciało przeszły niesamowite dreszcze. Axl uśmiechnął się do mnie i po chwili nasze języki znów rozpoczęły namiętny taniec.
Ciągle pochylając się nade mną, jedną ręką podtrzymując moją głowę, drugą wodząc po moim biodrze, zapytał:
- Masz ochotę na więcej?
Skinęłam głową, po czym przywarłam do niego i uśmiechając się zalotnie, szepnęłam do ucha:
- Pieprz mnie tak mocno, jak tylko potrafisz.
Dwa razy powtarzać nie musiałam. W mgnieniu oka sięgnął do szuflady i wyjął z niej prezerwatywę. Uśmiechnęłam się, po czym wzięłam ją z jego ręki i nałożyłam na właściwe miejsce. Rozchylił mi nogi, a chwilę później wszedł we mnie w całości jednym, zdecydowanym ruchem. Jęknęłam cicho, a on zaczął ruszać się we mnie z coraz większą siłą i pewnością. Pchnięcia nie były szybkie, za to odważne i stanowcze.
- Przyspiesz - rozkazałam, na co Axl wymusił zmianę pozycji. Dosiadł mnie od tyłu, jednocześnie zaczął poruszać się we mnie już nie tylko z ogromną siłą, ale również dziką szybkością. Powoli traciłam zmysły, oddając się kompletnie chwili. Czułam, że jestem bliska spełnienia, a głośny, przyspieszony oddech Axla był dla mnie dodatkowym bodźcem.
- Aaaaaach! - krzyknęłam w końcu, kiedy udało mi się osiągnąć to, na co czekałam.
Axl poruszał się we mnie jeszcze kilkanaście sekund, po czym również doszedł.
Zmęczeni, opadliśmy na łóżko.
- O kurwa - jęknął - mam wrażenie, że nie dymałem się tak od stuleci.
Uśmiechnęłam się zadowolona i odpaliłam papierosa. Zaciągając się dymem, ciągle próbowałam uspokoić nadal przyspieszony oddech.
Gdy skończyłam, Axl objął mnie mocno. Leżał na plecach, ja natomiast opierałam się na jego klatce piersiowej. Zacisnął uścisk tak mocno, jakby bał się, że się ulotnię, niczym przerwany sen. W takiej pozycji zasnęliśmy.

c.d.n.

poniedziałek, 21 stycznia 2013

5.

Huh, po kilkudniowym pobycie w domu, wracam do Was z kolejną częścią.
Wyświetlenia bloga mi się podwoiły (:D), a za miłe słowa dziękuję Anastasji (nie wiem, czy dobrze odmieniłam ;P) i Monikee, którą na początku poniekąd zmuszałam do czytania, a ona mi teraz żyć nie daje, domagając się więcej :D
Dobra, to lecimy.

____________________________________________________
5.


"Kurwa moja głowa…"
Taka była pierwsza myśl tego poranka. Chwilę potem było już tylko gorzej. Poczułam, że ktoś mnie obejmuje. Tak, to był Axl. Leżeliśmy na jego łóżku. Obserwowałam dalej. Aha, nie mam na sobie ubrania. On też.
Uniosłam się na łóżku i szybko złapałam koszulę, która leżała obok. Axl otworzył powoli oczy.
- Ja pierdole, mój łeb – jęknął, po czym zdając sobie sprawę z tego co się stało, zerwał na równe nogi.
- O kurwa mać! Co ja zrobiłem?
- Co my zrobiliśmy – poprawiłam go.
- Przepraszam cię… – szepnął i skruszony usiadł na łóżku obok mnie – wiem, że tego nie chciałaś.
- Whatever, było, minęło – odwróciłam wzrok – skoro żadne z nas tego nie pamięta, to tym lepiej. Nie chcę o tym gadać.
- Mimo wszystko chciałem… – zaczął.
- Chuj z tym mówię! – wrzasnęłam po czym ruszyłam w kierunku łazienki.
Będąc w środku spojrzałam w lustro.
Coś wewnątrz mnie sprawiało, iż czułam, że popełniłam błąd.
Usiadłam na podłodze przy drzwiach. Cały czas myślałam o zaistniałej sytuacji. Nie wiem ile dokładnie tam siedziałam.
Z zadumy wyrwało mnie dobijanie się do drzwi.
- Nicky otwórz bo popuszczę! – usłyszałam jęk Duffa.
Chwilę później otwarłam mu drzwi i wpuściłam do środka, wychodząc.
Postanowiłam udać się na spacer, dotlenić trochę swój pusty łeb.
W kuchni minęłam bez słowa Axla, ubrałam buty i  już miałam wyjść, gdy usłyszałam:
- Gdzie idziesz?
- Muszę ci się spowiadać? – odparowałam – przewietrzyć się trochę.
Nic nie odpowiedział. Jeszcze zanim opuściłam mieszkanie zrobiło mi się cholernie głupio. Ale nawet nie było mnie stać na głupie przepraszam.
Chodziłam ulicami Los Angeles nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nagle na jednej z parkowych ławek dostrzegłam Slasha. Myślałam, że może mnie nie zauważy, ale za późno.
- Nicky! – zawołał i podszedł do mnie – co ty tutaj robisz? SAMA – wyraźnie zaakcentował ostatnie słowo.
- Wyszłam żeby przemyśleć parę spraw – próbowałam się uśmiechnąć.
- Coś się stało?
- Nie widziałeś?
- No nie bardzo, chyba urwał mi się film, a jak się obudziłem była 3 w nocy. Zarejestrowałem się że tulę się do dywanu na klacie Stevena i nie wiem czemu, ale spierdoliłem z mieszkania i polazłem do siebie – rzucił jednym tchem – a co się takiego stało?
- Ech... zrobiłam coś, czego teraz trochę żałuje. Plus, jest mi głupio – westchnęłam jedynie patrząc się przed siebie.
- Niech zgadnę, Wiewiór wskoczył ci do łóżka?
- Kurwa, Slash... To jest jego łózko. Więc kto komu wskoczył...
- No dobra, ale czemu jest ci głupio? – nie rozumiał – przecież seks to ludzka rzecz!
- Ludzka, nie ludzka, ja mam trochę inne spojrzenie na tę kwestię. Nie mówię, że nie byłabym zdolna do one-night-standu. Chodzi mi raczej o to, że ja tymczasowo z nim mieszkam i w związku z tym wolałabym pozostać na neutralnym gruncie – wyjaśniłam.
- Aach… już kumam – chłopak przybrał minę prawdziwego mędrca – ale to co ci powiem to ci powiem… idź do domu, pogadaj z nim po prostu. Spytaj co on o tym sądzi. Lalka, rozmowa to kurwa podstawa! Nie wkręcaj mu, że cię to nie rusza, bo i tak zauważy że kłamiesz, a po co ci kwasy między wami?
- Dzięki – mruknęłam – i tak tego co się stało już nie zmienię, a nic lepszego i tak nie przychodzi mi do głowy. Cóż – wstałam – to trzymaj kciuki, nie?
- Ano będę! – uśmiechnął się szeroko – i kurwa palca u nogi i nawet moje piękne suteczki!
- Dobra, dobra – nachyliłam się nad nim i dałam cmoka w policzek – do zobaczenia niedługo.
Wracałam już w trochę lepszym nastroju. Niby Slash nie powiedział mi niczego, czego bym wcześniej nie wydedukowała, jednak rozmowa z kimś widocznie potrafi zdziałać cuda. Nawet jeśli z pozoru nic w nasz problem nie wniesie.
Drzwi mieszkania były zamknięte. Dzwoniłam raz i drugi. Nikt nie otwierał. Wtedy nie przyszło mi do głowy to, że być może Axl zwyczajnie polazł gdzieś ze chłopakami. Pomyślałam że pewnie się na mnie obraził, siedzi w mieszkaniu i chuj go swędzi w związku z tym że sobie tu stoję. W sumie miał powody żeby tak myśleć. Rano zachowałam się naprawdę okropnie.
Postanowiłam mimo wszystko zaczekać i spróbować jeszcze kilka razy. Ewentualnie czekać dopóki nie wyjdzie.
Musiałam zasnąć, bo nagle poczułam jak ktoś potrząsa moim ramieniem.
- Nicole – zobaczyłam przed sobą twarz Axla – długo tu siedzisz?
Zamrugałam kilkakrotnie, żeby się rozbudzić.
- Od 14-stej.
- Dobra, chodź do środka – powiedział i otworzył mi drzwi.
- Axl ja… Chciałam cię przeprosić – zaczęłam – za moje zachowanie i wczoraj i dziś. Nie chciałam się tak zachować, wyszło strasznie chujowo i...
- Też cię przepraszam - wszedł mi w słowo i spuścił wzrok - ale nie poradzę nic na to jak na mnie działasz.
W głowie zagotowało mi się od nagłego natłoku myśli. A może nie powinnam odmawiać sobie przyjemności? Właściwie nie mam żadnych podstaw by zachowywać ten cały 'neutralny grunt' między mną a Axlem. Nie ma co się oszukiwać - on też działał na mnie niesamowicie.
- Wiesz co? - rzuciłam - jebać to. Bądź co bądź nic złego nie robimy, nie będę tu teraz zgrywać wielkiej cnotki.
Popatrzył na mnie zdezorientowany. Po chwili się uśmiechnął.
- Jesteś pewna?
- Jasne, żyj chwilą, nie?
To powiedziawszy, przejechałam dłonią po jego twarzy zatrzymując się na szyi. Obserwowałam jego oczy, usta, oddech. Był zdenerwowany i najwidoczniej trochę nieśmiały, co mnie zaskoczyło. Chwilę później przywarliśmy ciasno do siebie, odnajdując nawzajem swoje usta.


c.d.n.

piątek, 18 stycznia 2013

4.

hej hej, dziś leci czwarty post, wypadałoby się przywitać ;)
jestem Joy, a to moje pierwsze opowiadanie. zaczęłam pisać je 2 lata temu, jednak teraz chcę całkowicie zmienić fabułę po piątym poście mniej więcej. w sumie będę wdzięczna za wskazywanie mi literówek czy innych błędów... może nawet ewentualnych wskazówek dotyczących fabuły, jak to wszystko się już rozkręci, bo póki co trochę smętnie jest. aaale, akcja niedługo ruszy, mam już w zanadrzu kilka fajnych pomysłów ;)

_____________________________________________________________________________
4.
Jeszcze tego samego wieczoru, do mieszkania ponownie zawitali członkowie zespołu.
Na dzień dobry, już w drzwiach Axl usłyszał:
- Siema Rudy! Mamy dla Ciebie najlepszy towar w mieście!
Stałam w drugim pokoju, jednak doskonale słyszałam całą rozmowę.
- Ciii, kurwa - syknął Axl - nie chcę, żeby Nicky wiedziała o dragach. Tak że morda w kubeł.
- A dlaczego miałabym nie wiedzieć? - wyszłam zza drzwi zbliżając się do zdezorientowanych mężczyzn.
- Bo nie chcę żebyś się bawiła w takie rzeczy - odparł chłopak.
- Nie możesz wiedzieć, czy nie brałam już w przeszłości. Życie jest krótkie, chcę doświadczyć wszystkiego - rzuciłam.
- I takie kurwa podejście mi odpowiada! - ryknął nagle Duff, przedzierając się przez resztę, torując sobie drogę do mieszkania - to zaczynamy imprezę!
Za jego śladem w ciszy podążyli Steven z Slashem i Izzym.
- Nicky, to kurwa nie jest dobry pomysł – Axl odciągnął mnie na bok.
- Czemu?
- Dragi to gówno, nie powinnaś się wciągać – zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
- Dobre sobie, rzekł facet, który ćpa. Wiesz co? Nie pierdol mi tu proszę moralniaków, zważając na to, że w twoim przypadku to czysta hipokryzja – zakończyłam, po czym usiadłam na kanapie obok Duffa.
Wszyscy zamilkli na chwilę.
- A chuj wam wszystkim w dupę, rób co chcesz – mruknął pod nosem Axl i usiadł na fotelu.
Blondyn wyciągnął z kieszeni małe pudełeczko.
- Co to w ogóle jest? Amfa, koka? – zgadywałam.
- Najlepsza kokaina w całym LA – uśmiechnął się Duff wysypując proszek na blat stołu i dzieląc go w równe paski.
- Skończone – uśmiechnął się sam do siebie po czym zwrócił się do mnie podając mi banknot 1 dolarowy zwinięty w ciasny rulon – czyń honory kobieto.
Popatrzyłam na Axla który przyglądał mi się ze wściekłością w oczach. Ale nie zawahałam się. Może i chciał dobrze, ale nie miałam wtedy ochoty go słuchać. Chyba byłam trochę jak dzieciak, który robi rodzicom na złość tylko dlatego, że ma taki kaprys. Klamka zapadła.
więc nachyliłam się nad tą nieszczęsną kupką, przyłożyłam do niej banknot i pociągnęłam nosem. Jedna dziurka, potem druga.
- Dobra, wasza kolej – powiedziałam i podałam Duffowi jego rurkę.
Następnie każdy z nich wciągał po kolei. Na koniec obrażony na cały świat Axl.
Atmosfera powoli się rozluźniała.
Po paru minutach narkotyk zaczął działać, odczuwałam to niesamowicie. Świat wydawał się łatwiejszy, poczułam przypływ euforii i radości. Nawet rudowłosy już nie działał mi na nerwy.
Slash otworzył jedno wino, potem drugie. Podał mi pierwszą butelkę i powiedział:
- no to zdrowie jedynej pani na tej pożal się boże imprezie! – po czym stuknęliśmy je szyjkami i pociągnęliśmy spory łyk.
Reszta też zajęła się piciem. Podeszłam do gitary i przytargałam ją na kanapę.
- Grasz? – zdziwił się Duff.
- No podobno – uśmiechnęłam się do niego.
- Czekaj! Czekaaaaaj! – na chwiejnych nogach podszedł do mnie Slash – zagraj to.
Wziął gitarę z moich rąk i zaczął grać naprawdę niezły kawałek.
- Co to? – zainteresowałam się.
- Piosenka która będzie na naszej pierwszej płycie. Nazywa się Nightrain, jak to wino które dzierżą twoje zręczne palce – uśmiechnął się Steven i upił kolejny łyk.
- Mogę? – spytałam Slasha, a on podał mi instrument.
Trochę zmieniłam, ale w końcu grałam ze słuchu.Całość wyszła całkiem podobnie.
- Jezuuuuuu – zawył Steven – jak ja cię lubięęę… Chodźże Murzynie, przytul się do serca – rozstawił szeroko ramiona w moim kierunku.
- Ja cię lubię bardziej, daj buziiiii – jęknął Duff.
- Hahaha, przestańcie bo zaraz będę mieć rumieńce - wystawiłam język.
Potem jeszcze przez kilka godzin tańczyliśmy, kończyliśmy te wina… Śpiewaliśmy.
Axlowi znacznie poprawił się humor.

Jakiś czas później Izzy smacznie już spał na kanapie w objęciach Stevena, Slash zdąrzył się ulotnić, a Duff w kącie brzdąkał sobie na gitarze. Axl podszedł do mnie i przytulił mocno.
- W końcu poszli spać – mruknął mi do ucha.
- Ty chuju, ja nie śpię tylko komponuję, żebyś na waciki kurwa miał! – wybełkotał Duff ze swojego kąta. Axl tylko się uśmiechnął pod nosem. Zarzuciłam mu ręce na kark i zaczęliśmy się namiętnie całować. Po chwili błądził rękami po moim ciele, ale już mi to nie przeszkadzało. Mimo silnej dawki różnych środków jakie krążyły w moich żyłach, czułam w brzuchu stado motyli.
Przyciągnął mnie mocniej do siebie, a nasze języki kontynuowały dziki taniec.
- He loves you, yeah yea yeee – zawył z kąta Duff.
- Ten i ci jego Beatlesi – zaśmiał się Axl – zmieniamy miejscówkę?
Kiwnęłam głową. Nic nie mówiąc wziął mnie na ręce i zaniósł do sypialni.

wtorek, 15 stycznia 2013

3.


Part 3.



Rozebrałam się i wrzuciłam swoje ciuchy do pralki. Wzięłam relaksujący prysznic, po którym owinęłam się szczelnie ręcznikiem. Wróciłam do sypialni w poszukiwaniu plecaka w którym miałam jakiś stary t-shirt i spodenki. Niestety nigdzie nie mogłam go znaleźć.
- Axl nie widziałeś gdzieś mojego plecaka? – zapytałam wchodząc do salonu. Mężczyźni byli wyraźnie zmieszani. Patrzyli na mnie bez słowa.
- Halo, tu Ziemia! – podeszłam bliżej i pomachałam rudowłosemu ręką przed twarzą.
- Eee, co? – chłopak w końcu wyrwał się z amoku – a, plecak no tak… – odwrócił się i miał zamiar mi go podać jednak po chwili uderzył się dłonią w czoło.
- Kurwa mać, Nicky… Nie wziąłem go wczoraj z klatki.
- Zajebiście – burknęłam – w takim razie nie mam nic w co mogłabym się ubrać. Dobra dasz mi jakiś swój łach? – zwróciłam się do niego ponownie.
- Łach… – powtórzył za mną – a! łach! – w końcu zaskoczył o co mi chodzi – jasne, już przynoszę! – krzyknął po czym zniknął w drugim pokoju.
- Ty pewnie jesteś Slash – uśmiechnęłam się do mulata i podałam mu rękę – miło cię poznać.
Odwzajemnił uścisk i chyba w końcu po dłuższej chwili oprzytomniał.
- A nie możesz zostać w ręczniku? – wykrzywił usta w łobuzerskim uśmiechu.
- No nie bardzo, bo jak wy oboje tak reagujecie na kobietę w ręczniku, to chyba nie pogadalibyśmy za wiele – uśmiechnęłam się i wzięłam od Axla rzeczy, które właśnie mi podał, po czym zniknęłam za drzwiami sypialni.
Narzuciłam na siebie szybko koszulę w kratę i czarne, jeansowe rurki. No tak, tego że będzie miał stanik się nie spodziewałam, więc zrezygnowana wróciłam do pokoju.
Zarówno Axl jak i Slash siedzieli na kanapie. Usiadłam więc na fotelu naprzeciw nich.
W tym momencie do mieszkania wpadł blondwłosy, wysoki chłopak.
- Ahoj załogo! - ryknął na wejściu - Nightrain podjeżdża do stacji Axlowo! - dodał, po czym wyciągnął w górę dwie reklamówki jednorazowe, pokazując swoje zdobycze.
- O kjuueerwa mać, dziewczyno – blondyn najwidoczniej zarejestrował moją obecność, bo zwrócił się do mnie wzdychając – ty to masz czym oddychać…
- Duff skasuj kurwa ten rozmarzony uśmiech z twarzy, bo ci zajebię! – ryknął nagle Axl, co mnie trochę zaskoczyło.
- No właśnie, dupku, byś się ładnie z panią przywitał, a nie z chamówą na dzień dobry wyskakujesz - dodał Slash.
- Ach tak, przepraszam - chłopak zwany Duffem, odłożył siatki na ziemię, po czym podszedł do mnie chwiejnym krokiem. Widać było, że już coś wypił w drodze do mieszkania. Pochylił się, chwycił moją dłoń i jak przystało na prawdziwego gentlemana, złożył na niej pocałunek, po czym powiedział siląc się na szarmancki ton:
- Przepraszam zacną panią najmocniej za swój brak okrzesania i mam nadzieję, że się pani zacna nie gniewa. Z racji tego, żem prosty chłopak, nie obiecuję jednak braku takich sytuacji w przyszłości. Poza tym, Duff jestem.
- Nicole - uśmiechnęłam się w jego stronę - a przeprosiny przyjęte i się nie gniewam.
- Łoo jezus, nie dość, że masz fajne cycki, to jeszcze równa kobita z ciebie - odparł blondyn - gdzie wy taką dziewczynę znaleźliście? - rzucił do chłopaków.
Tamci już machnęli ręką na powyższy komentarz, najwidoczniej stwierdzając, że nie ma sensu ustawiać chłopaka do pionu. O kilka win za późno.
- Pijemy? - zaciekawiona spojrzałam w stronę reklamówek stojących koło kanapy z niemałym uśmiechem na twarzy.
Duff znowu odwrócił się w moim kierunku - ja się kurwa z nią ożenię, taka jest fajna - wyszczerzył się.
W tym momencie zadzwonił telefon. Axl poszedł odebrać. Po chwili wrócił i powiedział coś do Slasha.
Ten niechętnie podniósł się z kanapy.
- Duff, spierdalamy.
- Cooooo? - jęknął chłopak, który już trzymał otwartą butelkę i zdążył się na dobre rozgościć.
- No rusz dupę, jest sprawa do załatwienia - odpowiedział Saul - A wino ci nie ucieknie, wpadniemy tu za kilka godzin.
- Ale mnie się nie chceeee... Sam nie możesz?
- Wstawaj kurwa, bo jak nie to cię stąd wyniosę i nakopię do dupy przy okazji. Po co ci to - Slash powoli tracił cierpliwość.
- Dobra, już dobra - chłopak zaczął się podnosić - Ale nie wypijcie tego beze mnie!
- Spoko, spoko - uspokoił go Axl - będzie czekać nie tknięte - dodał, po czym odprowadził ich do drzwi.

Również wstałam i podeszłam do okna.
- Ładny masz stąd widok…
- Przepraszam cię za tego durnia i jego kretyńskie komentarze – Axl podszedł do mnie od tyłu odgarnął pukiel moich loków z policzka - ale nie chciałem już nic mówić, bo po pijaku do niego jak grochem o ścianę...
- W porządku mam dystans - odparłam nadal wpatrując się w dal - gdyby mnie czymś obraził zarobiłby z liścia, pijany czy nie - uśmiechnęłam się.
Po chwili chłopak objął mnie od tyłu i wychylił się, całując w policzek.
Momentalnie poczułam jak drżą mi nogi, jednak nie byłam pewna, czy chcę czegoś więcej. Zagryzłam wargę i obróciłam się w jego stronę, z zamiarem wyrwania się z uścisku i powrotu na kanapę, jednak gdy nasze oczy się spotkały, przytrzymał mnie mocno i pocałował tak zachłannie, że gdyby nie ten uścisk, osunęłabym się na ziemię.
Po chwili jego ręka zawędrowała pod moją koszulkę. Drugą przycisnął mnie do siebie. Dziwne, wewnętrzne wątpliwości  których wytłumaczyć nie potrafię, kazały mi przestać. Odsunęłam się od niego i spojrzałam w podłogę.
- Co jest, Maleńka? – uniósł dłonią mój podbródek sprawiając tym samym, że nasze spojrzenia znowu się skrzyżowały – przepraszam, jeśli…
- Ciii – przerwałam mu – nie mów nic, nie przepraszaj. Ja po prostu nie znam cię i wydaje mi się, że to wszystko za szybko się toczy – wyjaśniałam nieporadnie.
- Mimo wszystko przepraszam. Nigdy nie umiem trzymać tych łap przy sobie.
- W porządku - odparłam - teraz może lepiej pomóż mi znaleźć jakąś robotę i mieszkanie - Zmieniłam temat wracając na kanapę.
- Co? Pracę? Ale po chuj właściwie?
- Nooo... - zaczęłam - bo nie chcę ci siedzieć na głowie.
- Przestań Nicky, bo się jeszcze obrażę! Nie przeszkadza mi twoja obecność, wręcz przeciwnie - jest mi kurewsko miło, że nie muszę tu siedzieć sam - odparł.
- Po pierwsze widzę, że koledzy cię odwiedzają, poza tym jesteś wolny, więc moja obecność na pewno choć trochę cię ogranicza, jeśli o panienki chodzi - wyliczałam szybko - i nic też nie zmienia faktu, że jestem cholera wie kim, znikąd i bez niczego - westchnęłam - tak się nie da żyć, muszę się ogarnąć.
Axl westchnął.
- A ja pominę fakt, że pierdolisz jeśli chodzi o początek twojej wypowiedzi - zaczął - to jeśli o resztę chodzi, to daj sobie spokój, proszę, przynajmniej przez najbliższy tydzień, bądź dwa. Chciałbym, żebyś na spokojnie doszła do siebie - w jego łagodnym głosie słychać było troskę.
- Okay - rzuciłam - tyle chyba mogę wytrzymać.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

2.


Part 2.



Chłopak popatrzył się na mnie podejrzliwie i dokładnie przebadał wzrokiem. Chyba nie zrozumiał.
- Wczoraj rano wybudziłam się ze śpiączki – zaczęłam tłumaczyć – lekarz stwierdził amnezję, więc na chwilę obecną wiem o mnie nie więcej niż ty.
Szeroko otworzył oczy ze zdumienia.
- Dziewczyno… wyglądasz jak siedem nieszczęść - stwierdził jedynie - chodź ze mną – podał mi rękę, pomagając tym samym wstać.
- Gdzie mam z tobą iść?
- Do mnie, mieszkam na poddaszu – odparł – nie bój się, nic ci nie zrobię – dodał uspakajająco widząc moje niepewne spojrzenie.
Kiedy jednak stanęłam w pozycji pionowej, poczułam że tracę równowagę. Zobaczyłam ciemność i prawdopodobnie runęłam w dół.
Gdy odzyskałam przytomność rozejrzałam się dookoła. Leżałam na dużym łóżku w średniej wielkości pokoju. Zapaliłam lampkę nocną, stojącą na małej półce obok.  Pokój niczym specjalnym się nie wyróżniał. W kącie leżała jakaś gitara, przy ścianie dwa czarne fotele i mały stolik. Jakieś plakaty i obrazki na ścianach. Poczułam suchość w ustach, postanowiłam więc poszukać czegoś do picia. Wstałam powoli, żeby znów nie zakręciło mi się w głowie. Zastanawiałam się gdzie jest chłopak, którego poznałam, ponieważ prawdopodobnie byłam teraz w jego mieszkaniu. Uchyliłam drzwi i znalazłam się w salonie, który był połączony aneksem z kuchnią. Zobaczyłam, rudowłosego leżącego na kanapie. Nie chciałam go obudzić, więc najciszej jak mogłam udałam się do lodówki, w której znalazłam wodę. Wzięłam butelkę ze sobą i usiadłam na fotelu naprzeciw kanapy.
Moim oczom ukazała się paczka Marlboro leżąca obok. Czując nieopisaną chęć zapalenia, więc się poczęstowałam. Upiłam łyk wody i chwilę później rozkoszowałam się zapachem dymu wydobywającego się z moich ust. Przymknęłam oczy.
- Co ty wyprawiasz? – usłyszałam nagle wyrwana z transu.
Wzdrygnęłam się.
- Przepraszam, nie powinnam brać twoich rzeczy bez pozwolenia – szepnęłam.
- Nie o to chodzi, kobieto – chłopak wstał, podszedł do mnie i chwycił za rękę – dopiero co mi zemdlałaś, jesteś pewna, że powinnaś teraz palić?
- Wydaje mi się, że palenie mi bardziej głowy nie zniszczy. Co najwyżej płuca – odparłam.
- Rób jak uważasz – westchnął – tak w ogóle, to Axl jestem.
- A więc miło mi cię poznać – uśmiechnęłam się słabo – dziękuję za to co dla mnie zrobiłeś.
- No tak, zapomniałem że ty nie wiesz jak masz na imię… - zamyślił się i zatopił rękę w swoich długich włosach - Może wymyślimy ci jakieś tymczasowe? Co ty na to?
Zgodziłam się kiwnięciem głowy.
- A jakie do mnie pasuje?
- Co powiesz na… – chłopak zamyślił się – Nicole?
- Okay, podoba mi się.
- W takim razie witaj Nicky – chłopak podniósł się i podał mi dłoń – wracasz teraz do łóżka i wypoczywasz, mam rozumieć?
- Niee, tylko nie to – popatrzyłam na niego błagalnym wzrokiem – spałam przez miesiąc, teraz wolałabym porozmawiać. Chyba że wolisz spać, to się nie obrażę.
- Spoko, to porozmawiamy – uśmiechnął się do mnie, po czym gestem dłoni zaprosił mnie w kierunku sypialni - tylko miejscówkę zmieńmy na jakąś bardziej komfortową.

Przegadaliśmy kilka godzin. To znaczy to był swego rodzaju monolog, bo przecież nie mogłam mu opowiedzieć o swojej przeszłości.
Dowiedziałam się że Axl ma zespół w którym jest wokalistą. Przyjaciele z bandu odwiedzali go niemal codziennie, co wyjaśniało gitarę, które widziałam w pokoju. Przyjemnie było słuchać jego opowieści o chłopakach z grupy - od razu można było wyczuć, że są prawdziwymi przyjaciółmi, a jeden za drugiego - mimo wielu sprzeczek - w ogień by wskoczył.
A sam Axl... Cóż, musiałam przyznać, że był niesamowicie interesującym człowiekiem. Wprost nie mogłam oderwać od niego wzroku kiedy opowiadał o swoich pasjach, o radości jaką niosą mu koncerty w zadymionych pubach, o marzeniach na zostanie gwiazdą. Ze szczerym zainteresowaniem chłonęłam każde słowo, jakie padało z jego ust. Na dodatek sposobał mi się fizycznie - był szczupłym długowłosym chłopakiem, o naprawdę interesującej twarzy. Jego przenikliwe spojrzenie budziło jednocześnie sympatię i dystans.
- Axl… – przerwałam mu w pewnym momencie – … możesz podać mi gitarę? – wskazałam palcem na czarnego les paula leżącego w kącie.
Popatrzył na mnie z wyraźnym zdziwieniem.
- Potrafisz grać?
- Nie wiem, ale odkąd się obudziłam, nie mogę przestać o niej myśleć. Może coś tam potrafię.
Podał mi ją bez słowa.
Przyłożyłam palce do strun i już po chwili w powietrzu unosiła się całkiem przyjemna dla ucha melodia. Chłopak patrzył na mnie z podziwem.
- Kurwa, grasz prawie tak samo dobrze jak nasz Kudłaty!
- Traktuję to jako komplement najwyższej rangi - zaśmiałam się.
- W ogóle to musisz koniecznie poznać chłopaków z zespołu - zmienił temat, co zresztą zdarzało mu się dość często. Można się też pokusić o stwierdzenie, że japa mu się nie zamykała - łajzy niesamowite, ale ich pokochasz.
- Łajzy? Ładnie to tak o kolegach mówić?
- No ale kiedy to są łajzy, mówię ci sama tak stwierdzisz, jak ich wszystkich poznasz – odparł – dobre chłopaki, ale skończone alkoholiki i ćpuny – zaśmiał się.
- Yhm, a ty to niby taki święty, co?
- Nieeee no coś ty – wyprostował się – jam jest najgorszy z nich wszystkich – odparł z dumą po czym zaczął się śmiać.

Pogadaliśmy jeszcze trochę, a potem zmęczeni zasnęliśmy.
- Axl chuju, mógłbyś zamykać drzwi na klucz bo cie okradną pojebie! – z takim rykiem do pokoju wpadł czarnowłosy chłopak o ciemnej karnacji.
Nie bardzo wiedząc co się dzieje, podniosłam się na łóżku.
- O kurwa, sorry bracie – jęknął wyraźnie speszony widząc mnie i Axla na jednym łóżku. Leżałam plecami do niego i czułam jego rekę obejmującą mnie od tyłu w pasie – nie wiedziałem, że coś wyrwałeś wczoraj.
Axl momentalnie zerwał się na równe nogi i kazał mu
'wypierdalać z pokoju i to w podskokach'.
- Kurwa Nicky przepraszam – rzucił – zapomniałem o tych drzwiach, a ten ciul zawsze mi tu wpada z rana – mruknął pod nosem – idę tam do niego na salony, a ty jeśli chcesz wziąć prysznic czy coś to tam jest łazienka – pokazał palcem drzwi.
Wyszedł z pokoju, a ja udałam się we wskazanym kierunku.

1.

Part 1.



Obudziłam się totalnie zdezorientowana. Jaskrawe światło raziło mnie w oczy, więc natychmiast je zamknęłam. Jedyne co czułam to potworny ból głowy, nie pozwalający mi zebrać myśli. Wewnątrz kompletny burdel, bez ładu i składu. 
W pierwszej chwili nie zauważyłam nawet gdzie się znajduję i co ja tu właściwie robię. Ponownie otworzyłam oczy i rozejrzałam się po pokoju. Białe ściany i łóżko… Czyżby szpital? Ale…
- Obudziła się pani nareszcie! – W drzwiach pomieszczenia w którym leżałam ujrzałam uśmiechniętą twarz doktora – długo pani z nami nie było – powiedział po czym podszedł do mojego łóżka i usiadł na stołku obok.
- Przepraszam, ale… – zaczęłam słabym, ochrypniętym głosem, jednocześnie podnosząc się nieznacznie – … co ja tutaj właściwie robię i… – urwałam, gdy coś do mnie dotarło – co się stało?! Nic nie pamiętam... – patrzyłam na niego zdezorientowana. 
W głowie miałam kosmiczny mętlik, nie mogłam zebrać myśli. Co chwilę w moim umyśle pojawiały się kolejne pytania. Pytania bez odpowiedzi.
Lekarz popatrzył na mnie i uścisnął delikatnie moją dłoń – tak jak się spodziewaliśmy, amnezja – westchnął.
- Niech pan nie wzdycha tylko coś powie! – niemal krzyknęłam.
- Proszę nie krzyczeć. Miała pani wypadek… – zaczął niepewnie – chociaż bardziej prawdopodobne jest to, iż była to napaść. Znaleziono panią w środku nocy niedaleko szpitala – powiedział, po czym zamilkł.
Jego słowa docierały do mnie z pewnym opóźnieniem. 
Napaść? Ja? Co ja do cholery robiłam na mieście w środku nocy? Kto mógł mi to zrobić? Czy ja mam wrogów? I kim ja do cholery jestem?! 
Miliony myśli naraz. Czułam się fatalnie, chciałam wszystkie druzgocące mnie pytania wykrzyczeć mu w twarz, jakby to była jego wina, że ktoś doprowadził mnie do takiego stanu.  Nie czułam się jednak na siłach by krzyczeć, a nawet aby normalnie rozmawiać. Najwidoczniej daleko mi jeszcze było do odzyskania pełni sił.
Znów zamknęłam oczy i próbowałam zacząć myśleć logicznie.
- Miałam przy sobie jakieś dokumenty? Wie pan jak mam na imię? – nie dając za wygraną, próbowałam czegokolwiek się dowiedzieć przezwyciężając ogarniającą mnie niemoc.
Pokręcił jedynie przecząco głową. 
- A moja rodzina? Znajomi? – zapytałam po dłuższej chwili milczenia – nikt mnie nie odwiedzał, nikt nie szukał? 
Zauważyłam, iż omija mnie wzrokiem, patrząc się tępo w okno. Jakby ta rozmowa była dla niego tak samo ciężka jak dla mnie.
- Niestety, nic mi na ten temat nie wiadomo – przyjął współczujący wyraz twarzy – przykro mi.
- Długo tu leżę? – zapytałam zrezygnowana niemal szeptem.
- Prawie 4 tygodnie… – westchnął – a teraz pani wybaczy, ale muszę już iść. Zawołam tu pielęgniarkę.
- Nie trzeba… Chcę zostać sama – powiedziałam i odwróciłam się do niego tyłem, po czym przytuliłam do poduszki.
Gdy tylko opuścił salę, poczułam się potwornie… Pomijając już pulsujący ból głowy, będący niczym prawdziwy młot pneumatyczny pod kopułą, nie wiedziałam kim jestem, nie wiedziałam czy kiedykolwiek się dowiem… I najgorsze w tym wszystkim było to, że nie było nikogo kto mógłby mi jakkolwiek w tej kwestii pomóc.
Po policzku spłynęła mi łza, potem następna. Parę minut później ryczałam w poduszkę jak bóbr. 
Nawet nie zauważyłam kiedy zapadłam w głęboki sen.
Obudziłam się w środku nocy. Wychyliłam się w stronę okna. Niebo było zachmurzone, prawdopodobnie zanosiło się na burzę. 
Nie opuściło mnie uczucie frustracji i bezsilności. Prawdę mówiąc, było jeszcze gorzej.
Nie chciałam dłużej zostać w tym miejscu.Jedyne myśli jakie miałam, były przytłaczające. To wszystko mnie wtedy przerosło. Postanowiłam udać się gdziekolwiek, byle jak najdalej z tego miejsca. I to jak najszybciej.
Zauważyłam, że gdy spałam przyniesiono mi do sali moje rzeczy. Czerwony plecak, w środku jakieś ciuchy, buty, papierosy i kilka dolców. Narzuciłam na siebie fioletową bokserkę, czarne obcisłe spodnie, jeansową ramoneskę i kowbojki, po czym skierowałam się w stronę okna.
Otwarłam je i spojrzałam w dół. Pierwsze piętro, da radę - pomyślałam. Zwłaszcza, że poniżej znajdował się sporej wielkości szpitalny trawnik.
Wyrzuciłam plecak, po czym sama wydrapałam się na drugą stronę. Gdy już znalazłam się poza bramami budynku, rozejrzałam się wokół z nadzieją, że coś sobie przypomnę, jednak bezskutecznie.
NIC. Pustka w mojej głowie doprowadzała mnie do szału. Odpędziłam od siebie wszystkie chujowe myśli i postanowiłam po prostu się przejść. A nuż przyjdzie mi do głowy jakiś pomysł.
Nie uszłam jednak nawet pięciu minut, gdy lunął potężny deszcz.
- Świetnie – mruknęłam sama do siebie, zaciągając kaptur na głowę, żeby chronić bandaż ją otaczający – zawsze najgorzej… Może mi się przytrafić jeszcze coś gorszego, czy już wyczerpałam limit dzisiejszy limit, co? 
Chwilę później przejeżdżający samochód dostawczy ochlapał mnie całą z góry na dół.
- Dzięki, kurwa! – krzyknęłam za nim, już bardziej zrezygnowana niż wściekła.

Po około półgodzinnym nocnym spacerze, miałam dość. Byłam przemoczona do suchej nitki i nie czułam nóg. Na dodatek znów powrócił ból głowy.
Postanowiłam przysiąść na którejś klatce schodowej, jednej z pobliskich kamienic, chociażby po to, żeby ubranie trochę wyschło.
Weszłam więc do tej która była najbliżej. Wewnątrz przykucnęłam przy ścianie i nawet nie zdając sobie z tego sprawy, zasnęłam.
Obudziło mnie delikatne szturchnięcie w ramię.
- Heeej, nic ci nie jest? Kim jesteś? – zapytał rudowłosy chłopak pochylony nade mną.
Wciąż zaspana, jednak powoli ogarniając rzeczywistość, spojrzałam w jego oczy. Intrygujące zielone tęczówki wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. 
- Też chciałabym wiedzieć - odpowiedziałam cicho.


c.d.n.