poniedziałek, 28 stycznia 2013

8.

Ahoj (; dużo nauki mam ostatnio, więc chwilowo może to wszystko wyglądać dość nieciekawie.
Plus - chwilowo gunsi znikają z opowiadania :p
Po egzaminach wrócę ze zdwojoną siłą, obiecuję ;p

_______________________________________________________________
8.
Axl niechętnie uchylił drzwi mieszkania i wpuścił mnie do środka.
- No więc? - zagaił - czego chcesz?
- Słuchaj, odnośnie wczoraj... - zaczęłam, ale nie dane mi było dokończyć.
- Och, nie kłopocz się z opowiadaniem - burknął - Duff wpadł tu z rana najebany i pokazał mi bardzo interesującą rzecz.
To powiedziawszy wyciągnął z tylnej kieszeni jeansów polaroidowe zdjęcie, na którym leżałam przodem do Slasha, wtulając się w jego klatkę piersiową. Zdjęcie było tak zrobione, że wyglądało jakbym leżała tam naga, najpewniej po seksie. Nie wiedziałam wtedy co mam mówić.
- Wiesz jak się kurwa poczułem?! - ryknął nagle Axl przerywając niezręczną ciszę - jak kompletny kretyn. Cały dzień paplałem Duffowi o tobie, o moich planach z tobą związanych... - w tym miejscu zrobił krótką pauzę i wziął głęboki wdech - po czym on wpada tu dzisiaj i śmieje się jak pojebany, że ledwo z tobą zacząłem, a ty już mnie w trąbę robisz!
Czy ja dobrze słyszałam? Myślał o mnie poważnie? Dziwne, zważając na jego wczorajsze zachowanie.
- Słuchaj... - zaczęłam niepewnie - po pierwsze to tylko zdjęcie, ani Slash, ani ja nic nie pamiętamy, więc możliwe, że do niczego nie doszło...
- Kurwa, leżysz na nim goła i chcesz mi wmówić, że ten zboczony kutas tego nie wykorzystał?! - fuknął znowu, przerywając mi.
- Ja pierdolę, leżałam w staniku dla twojej informacji! Zresztą... Po chuj ja ci się w ogóle tłumaczę... - westchnęłam - wczoraj cały dzień miałeś mnie w dupie, SŁOWEM NIE WSPOMNIAŁEŚ - zaakcentowałam - że chcesz, żeby to do czego między nami doszło, miało jakiś ciąg dalszy... I jeszcze zostawiłeś mnie samą u Slasha!
- Byłem po koksie, spodziewałaś się, że będę myślał trzeźwo?
- Ode mnie i niego wymagasz trzeźwego myślenia, jebany hipokryto - burknęłam.
- Dobra, spierdalaj - mruknął rudowłosy - idź sobie kurwa do Slasha, albo przeruchaj kogoś jeszcze, żebyś miała różnorodność i ci w życiu nudno nie było.
Mówiąc to, otworzył drzwi i wyczekującym wzrokiem zmusił mnie do opuszczenia mieszkania. Przez moment stałam osłupiała po tym co usłyszałam, jednak po chwili, gdy już wszystko do mnie dotarło, odwróciłam się na pięcie i wybiegłam stamtąd.
Oczywiście nie udałam się do Slasha, ani do nikogo innego z zespołu. To byłaby chyba najbardziej żałosna rzecz jaką mogłam zrobić. Skręciłam w kierunku pobliskiego parku i usiadłam na pierwszej lepszej ławce.
Kilka kolejnych minut przyniosło zgrabną refleksję dotyczącą mojego aktualnego położenia: nie miałam dachu nad głową, pieniędzy, ciuchów na zmianę... I przede wszystkim osoby, u z którą mogłabym przeczekać całe to gówno, w jakie obróciło się moje życie. Pogadać, poradzić się.
Pamięci sięgającej dalej niż kilka ostatnich dni też nie miałam. Ukryłam twarz w dłoniach. Czułam, że jeszcze chwila i zacznę ryczeć jak małe dziecko. Byłam wtedy kompletnie bezsilna, sama w dużym mieście, którego nawet nie rozpoznawałam.
Przez myśli przebiegła mi jeszcze rozmowa sprzed niespełna godziny... No i masz, tyle wystarczyło - siedziałam w parku, płacząc i prawdopodobnie wyglądając z boku jak ostatnia ofiara losu. Zresztą tak też się czułam, więc większej różnicy nie ma.
- A czemu szefowa taka smutna? Stało się coś? - usłyszałam nad sobą. Podniosłam głowę, chociaż wiedziałam czego się spodziewać.
Zajebiście. Do pełni szczęścia brakowało mi tylko żula, chcącego rozmawiać o moich problemach.
Klapnął koło mnie uśmiechając się szeroko. W normalnych warunkach pewnie bym nawet z nim pogadała, bo nie od dziś wiadomo, że żul żulowi nierówny i każdy może okazać się być normalnym człowiekiem.
Wtedy jednak pokręciłam jedynie przecząco głową i wstałam, kierując się cholera wie gdzie.
***
W zasadzie nie miałam żadnego pomysłu na to, gdzie się udać. Chodziłam po mieście jeszcze dobrych kilka godzin, bez większego celu. Starałam się nie myśleć o niczym, jednak proste to to nie było.
Zaczęło się ściemniać. Za nic nie chciałam spędzać sama tej nocy w tak wielkim mieście - towarzystwo bezdomnych, ćpunów, prostytutek, czy chuj wie jakich zboczeńców to ostatnia rzecz jakiej w tamtej chwili pragnęłam. Pomyślałam wtedy o przytułku. Niezbyt ciekawe rozwiązanie mojego problemu, jednak nic innego nie przychodziło mi do głowy. Poza tym byłam już tak cholernie zmęczona i zrezygnowana, że było mi wszystko jedno.
Pół godziny później, po zapytaniu kilku osób o drogę, dotarłam na miejsce. Szary, smutny budynek, z małymi oknami, w podejrzanej okolicy. Westchnęłam, nacisnęłam dzwonek i czekałam na odzew.
Po chwili drzwi otworzyła kobieta w średnim wieku. Pod jej zmęczoną życiem twarzą i siateczką drobnych zmarszczek, kiedyś musiała się skrywać naprawdę piękna dziewczyna. Przywitałam się i pospiesznie wyjaśniłam swoje położenie. Uchyliła szerzej drzwi, zapraszając mnie do środka.
- Ma pani szczęście, aktualnie nie mamy kompletu ludzi - uśmiechnęła się lekko - proszę usiąść.
Klapnęłam na stołku w pokoju, który prawdopodobnie był jej gabinetem. Rozejrzałam się w około - korytarz który minęłam, ten pokój - ściany pomalowane na biało, brak szczególnych dekoracji. Przygnębiające i pozbawiające złudzeń miejsca. Podejrzewałam, że reszta pomieszczeń wygląda podobnie.
- Jest kilka zasad - odezwała się kobieta, siadając naprzeciwko mnie - na teren tego domu, nie można wnosić ani zażywać żadnych używek. Poza tym, może pani tu zostać maksymalnie 30 dni, w przypadku, gdyby przyszli nowi. Jutro też poszukamy pani tymczasowego zajęcia - im szybciej znajdzie się praca, tym szybciej stanie pani na nogi.
- Dziękuję - odparłam jedynie. Nie miałam siły dłużej rozmawiać, czułam, jak moje powieki stają się coraz cięższe. Jeszcze chwila i pewnie zasnęłabym tak jak tam siedziałam.
- Widzę, że jest pani zmęczona. Proszę iść korytarzem na lewo, do pokoju 14. Tam będzie wolne łóżko. Pościel i ręcznik znajdzie pani w szafie. W razie pytań, proszę przychodzić tu, lub szukać odpowiedzi u współłokatorek.
- Jasne, jeszcze raz dziękuję - odparłam i opuściłam pokój udając się pod wskazane miejsce.
Weszłam do środka. Było tam sześć łóżek, z czego cztery zajęte.
- Cześć - uśmiechnęłam się do dziewczyny siedzącej obok i usiadłam na tym znajdującym się pod oknem.
Trzy pozostałe kobiety już spały. Ja też nie mogłam się już doczekać, kiedy przyłożę głowę do poduszki.
- Witaj - szepnęła cicho.
Podeszłam do szafy i wyjęłam pościel. Nie miałam ochoty na prysznic, sen zbliżał się wielkimi krokami.
- Chętnie bym pogawędziła, ale miałam ciężki dzień - zwróciłam się do owej dziewczyny, podczas ścielenia łóżka.
- Jasne, nie ma sprawy - odparła - jutro też jest dzień.
Rozebrałam się i wskoczyłam pod kołdrę. Nawet nie wiem, kiedy zasnęłam.

2 komentarze:

  1. Ej no Axl musi jej wybaczyć! Sam nie jest święty!


    http://dream-comes-tru-e.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. koleżanka wyżej ma rację, niech nie będzie takim chujem noo.
    dawaj dalej ;)

    OdpowiedzUsuń